Dedykacja.

Opowiadanie w całości dedykowane Caroline ;*
Dziękuję za Twoje wszystkie szalone pomysły, które mi podsyłasz. Dziękuję za to, że z taką radością piszesz dla mnie fragmenty do rozdziałów. Dziękuję za Twoją obecność ;*

piątek, 23 grudnia 2011

Rozdział 20.

 Jeszcze tego samego dnia spotkałem się z Sophie. Umówiliśmy się przed stadionem. Zgodziła się bez wahania, choć nie wiedziała o, co mi chodzi. W głowie miałem setki myśli.
-Już jestem!- Usłyszałem jej melodyjny głos, więc odwróciłem się w jej stronę. Szła w moim kierunku lekko zdyszana.- Przepraszam za spóźnienie- Wysapała i stanęła obok mnie cały czas ciężko oddychając. Nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.- Z czego się śmiejesz baranie?
-Tylko nie baranie! Córka byłego piłkarza i obecnego trenera nie ma za grosz kondycji- Powiedziałem do niej.
-Może mam, ale w czym innym- Mruknęła, a mnie ścięło. Popatrzyłem na nią dziwnym wzrokiem.- No, co?
-Nic- Uciąłem.- Niepotrzebnie prosiłem cię o to spotkanie, na razie- Chciałem wsiąść do samochodu, ale mnie powstrzymała.
-O, co ci chodzi?
-O nic- Powiedziałem.- Szkoda, że wcześniej mi nie powiedziałaś, że kogoś masz- Prychnąłem.
-Co? Dobrze wiesz, że nie mam chłopaka.
-A, co miał znaczyć ten tekst?
-Który?
-Nieważne…Gdybyś mi wcześniej powiedziała nie zakończyłbym dziś związku z Anną- Szepnąłem patrząc na nią.
-Zerwałeś z nią?!
-Tak. Bo zdałem sobie sprawę, że kocham inną dziewczynę. Dziewczynę, na której punkcie totalnie oszalałem, a która chyba ma mnie gdzieś. Mówię o tobie Sophie.
-Ty debilu!- Podeszła do mnie i uderzyła w klatkę piersiową.- Jak możesz mówić, że mam cię gdzieś?! Czy gdybym miała cię gdzieś to oddawałabym wszystkie twoje pocałunki? Człowieku! Czy ty nie zauważyłeś jak ja na ciebie patrzę? Jak zachowuję się w twojej obecności? Kretynie kocham cię! Kocham cię od bardzo dawna! Nawet nie wiesz jak cierpiałam jak widziałam cię z Anną. Nie wiesz ile bólu sprawiało mi patrzenie na was…
-Nie wiedziałem…Soph, przepraszam.
-Do cholery! Przestań mnie przepraszać na każdym kroku tylko mnie przytul!- Wrzasnęła, a ja spełniłem jej prośbę. Czule ją obejmowałem, głaszcząc po włosach.- Kocham cię Mesut…
-A ja kocham ciebie- Pocałowałem ją w czoło. – Nie chciałem, żeby tak wyszło. Zerwałem z nią dziś, ale dużo mnie to kosztowało. Wiem, że ją skrzywdziłem. Ją i jej synka…Przywiązałem się do tego malca…Ale gdybym z nimi został nikogo bym nie uszczęśliwił. Dla mnie liczysz się tylko ty…Ale nie jest mi z tym łatwo, uwierz mi.
-Wierzę ci. Przejdziemy przez to razem. Obiecuję ci- Szepnęła i splotła swoją dłoń z moją. Uśmiechnąłem się delikatnie. Udaliśmy się na mały spacer…

 Minął tydzień, a mnie dosłownie rozsadzało! Bastian milczał od czasu naszego ostatniego spotkania, a ja o ciąży mogłam pogadać tylko z przyjaciółką, bo rodzicom jeszcze nie powiedziałam. Bałam się tego jak cholera. Nie wiedziałam jak zareagują. W pewnym momencie usłyszałam jak moja komórka daje o sobie znać. Odebrałam wiadomość od Sophie. Napisała mi, że drużyna Ikera jest w Monachium! Na stadionie! Bo mają rozegrać jakiś mecz z Bayernem. Głupia ja, zapomniałam. Od razu poleciałam na stadion. Wchodząc na Allianz Arenę od razu go dostrzegłam. Rozciągał się przy bramce poprawiając swoje rękawice. Spojrzał w moją stronę, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-Iker!- Wpadłam mu w ramiona. Nie widziałam go od Mistrzostw i cholernie za nim tęskniłam.
-Cześć młoda- Zaśmiał się i przyjrzał mi się uważnie.- Coś się zmieniło?
-Dużo- Odpowiedziałam szczerząc się.
-Nowa bluzka?- Zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową.
-Zmieniłaś kolor włosów?
-Nie- Zaśmiałam się.- Jestem w ciąży.
-To dob…CO?- Zapytał.
-Dobrze słyszałeś. Jestem w ciąży. Może usiądźmy?- Mruknęłam i nim odpowiedział ja już wygodnie się rozsiadłam.
-Ale…Jak?
-Iker chyba wiesz skąd się biorą dzieci- Zaczęłam się śmiać.
-Nie o to pytam. Bastian?- Spytał, a ja od razu odszukałam go wzrokiem. Przyglądał nam się.
-Tak, on- Odpowiedziałam.- Dobra opowiadaj lepiej, co u ciebie…
Chwilę później odprowadziłam go na murawę, gdzie stała Sophie z Mesutem.
-Cześć wam- Przywitał się mój przyjaciel.
-Cześć, cześć- Odpowiedzieli.
-Mesut, a ty byś nie chciał przenieść się do Madrytu? No wiesz liga hiszpańska, El clasico- Zaczął swoją gadkę Iker, a ja tylko przewróciłam oczami.
-Chcieć to pewnie bym chciał- Przyznał Ozil.
-Iker! Bo jak cię pierdzielnę w łeb to popamiętasz. Zejdź mi z oczu. Mesut nigdzie nie jedzie- Rzuciła zła Sophie. Widziałam wyraźnie, że nie podobał się jej pomysł z tą całą przeprowadzkę do Hiszpanii.
-No już, już. Ale Mesut jak coś to wiesz- Puścił mu oczko.
-Spadaj mówię! Caroline weź go, bo mu coś zrobię!- Wkurzyła się i obrażona odeszła na trybuny.
-Iker nie drażnij jej- Powiedziałam.- Leć się już rozgrzewać!- Wypchnęłam go na boisko.

 Bayern przegrał spotkanie z Realem, a ja jeszcze tego samego dnia musiałam pożegnać się z Ikerem, bo jutro z samego rana lecieli do Hiszpanii. Zresztą ja byłam umówiona do lekarza, żeby odebrać zwolnienie z lekcji wychowania fizycznego. Wiedziałam, że to nieuniknione i trochę się bałam…

 -Wzięłaś wszystko?- Usłyszałam to pytanie chyba po raz setny dzisiejszego przedpołudnia.
-Tak Sophie- Mruknęłam znów.
-To idziemy- Odpowiedziała wchodząc do przychodzi. Podeszłyśmy do recepcji, gdzie poinformowano nas, pod który gabinet mamy się udać. Na szczęście w poczekalni nikogo nie było, dlatego usiadłyśmy na krzesełkach i czekałyśmy. Po kilku minutach drzwi się otworzyły i to był znak, że już czas.
-Poczekasz na mnie?- Zapytałam patrząc na przyjaciółkę, a ona kiwnęła twierdząco głową.
W gabinecie lekarskim od razu usiadłam na krzesełku przy biurku i czekałam, aż lekarz zrobi to samo.
-No dobrze…Kogo my tu mamy- Zaczął przeglądać karty.- Caroline Muller, tak?- Spojrzał na mnie.
-Tak to, ja- Odpowiedziałam.
-Dobrze…W takim razie co się dzieje?- Zapytał patrząc na mnie uważnie.
-Ja przyszłam po zwolnienie z wychowania fizycznego…
-Nie chcę panience ćwiczyć, co?- Zaśmiał się.
-Wręcz przeciwnie…Zawsze chętnie brałam udział w tych zajęciach, jeździłam na zawody, ale w tym roku po prostu nie mogę. Jestem w ciąży- Wyjaśniłam.
-Aaa, rozumiem. W takim razie naturalnie wypisuję zwolnienie- Uśmiechnął się ciepło.
-Dziękuję.
Po kilku minutach już wracałam z Sophie do domu, jednak po drodze postanowiłyśmy wstąpić do naszej ulubionej kawiarni. Zamówiłyśmy to, co zawsze i zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim. Powiedziała mi, że Mesut rozstał się z Anną, bo chce z nią być. Ucieszyłam się niezmiernie. Dobrze, że chociaż im się układa. Dobrze, że Mesut zrozumiał kogo kocha najbardziej…



****

Witam ;*

Jak widzicie Sophie porozmawiała szczerze z Mesutem o swoich uczuciach ;) Powinno im to obojgu wyjść na dobre, ale ja nic nie mówię! ;)
No, ale dziś tak bez zbędnego gadania.
Chciałam Wam złożyć najlepsze życzenia z okazji Świąt, więc… ;)

Spokoju i radości,
Tylko miłych gości!
Smacznej Wigilii i całusów moc
W tę najpiękniejszą w roku noc!
Szczęścia kilogramów,
Ze śniegu bałwanów!
Życzliwych ludzi wokół,
Żadnej łezki w oku,
Przyjaciół jakich mało,
Przez życie idźcie śmiało!
Niech miłość bez ustanku Was dotyka,
A w Nowym 2012 Roku szczęście spotyka!
Wesołych Świąt spędzonych w gronie najbliższych, Szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia marzeń,
życzy Olcia ;)

Pozdrawiam ;*

sobota, 17 grudnia 2011

Rozdział 19.

 Przyjaciółka opowiedziała mi o jej spotkaniu z Bastianem. Na początku była na mnie trochę zła za to, że ją wystawiłam, ale potem jej przeszło. Zastanawiałam się, co teraz z nimi będzie. Zawsze będzie mogła liczyć na moje wsparcie. Jeszcze nie powiedziała rodzicom, bo strasznie boi się ich reakcji. Niby mili ludzie, a jednak…Wszystkiego się można po nich spodziewać. Westchnęłam ciężko i popatrzyłam się po chłopkach. Byłam na treningu chłopaków i strasznie się wynudziłam. Poszłam na niego tylko, dlatego, że tata mnie o to prosił. Stwierdził, że ja patrzę na ich grę nieco inaczej i przyda mu się moja opinia, co do ich umiejętności. Bardzo śmieszne. Kiedy tata obwieścił koniec odetchnęłam z ulgą. Znudzona weszłam do tuneli zaraz za piłkarzami. Wtedy ktoś z tyłu pociągnął mnie za rękę. Przestraszyłam się, ale kiedy zobaczyłam, kim jest ten ktoś znacznie mi ulżyło.
-Mesut nie strasz mnie…
-Przepraszam nie chciałem- I znów mnie przeprasza. Za każdym razem, gdy rozmawiamy słyszę „przepraszam”. Trochę to męczące.
-Co u ciebie?- Zapytałam, jednak on mi nie odpowiedział, tylko dziwnie na mnie spojrzał.- Wszystko w porządku?- Nie odezwał się ani słowem, za to przycisnął mnie sowim ciałem do ściany. Spojrzał mi w oczy i pocałował! Jego ręka błądziła pod moją bluzką, a swoje dłonie zanurzyłam w jego włosach. Trwało to dość długo, jednak on w końcu przestał.
-Przepraszam, nie powinienem- Mruknął spuszczając wzrok.- Pójdę już. Przepraszam- Rzucił szybko i biegiem ruszył w stronę szatni.
Czy to jakiś żart?! On jest niepoważny! Co za dziecinny, bezczelny palant! Bawi się moimi uczuciami, a ja głupia myślałam, że jednak…
Zła wyszłam na zewnątrz. Czułam zbierające się pod powiekami łzy, które niemiłosiernie szczypały moje oczy. Nienawidzę tego, że go kocham.

 Z ciężko bijącym sercem wszedłem do mieszkania Anny. Miałem wielką nadzieję, że jej nie będzie. Dokładnie rozejrzałem się po wszystkich pomieszczeniach, a gdy już miałem pewność, że nikogo nie ma udałem się do sypialni. Z szafy wyciągnąłem swoją walizkę i zacząłem pakować swoje rzeczy. Podjąłem decyzję. Muszę zakończyć ten związek jak najszybciej. Już jej nie kocham. A może nie kocham jej od dawna tylko wydawało mi się, że darzę ją uczuciem? Sam nie wiem, kiedy moje serce zwariowało na punkcie Sophie. Wiedziałem, że nie będzie jej łatwo. Wszystkie ciuchy były już spakowane. W mgnieniu oka pozbierałem swoje rzeczy z łazienki i zszedłem do salonu. Mimo iż długo z nią nie mieszkałem zdążyłem zapisać tu jakieś wspomnienia. Doskonale pamiętam jak w salonie bawiłem się z jej synkiem. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie. Wiedziałem, że go skrzywdzę. Ale skrzywdziłbym ich bardziej zostając z nimi. Nie zasługują na mnie. Anna jest wartościową kobietą i na pewno znajdzie sobie kogoś lepszego ode mnie.
Chodziłem bez celu po mieszkaniu i czekałem, aż się zjawią. Chciałem to już mieć za sobą. Napisała mi wiadomość, że będą za jakieś pół godziny. Jakby czytała w moich myślach. Ponownie skierowałem sobie kroki do góry w celu wzięcia walizki na dół. Ta sypialnia niejednokrotnie była świadkiem naszych miłosnych uniesień. Pokręciłem tylko głową jakbym chciał się od tego uwolnić. Nie minęło dziesięć minut, a z powrotem chodziłem po salonie.
Kiedy usłyszałem podjeżdżający samochód serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Bałem się tego. Po raz pierwszy w życiu bałem się zerwać z dziewczyną. Kiedyś przychodziło mi to łatwiej. Ale kiedyś jest kiedyś, a dziś jest dziś.
-Tata!- Jej synek od razu wskoczył mi w ramiona. W tym momencie serce rozpadło mi się na milion kawałków.
-Cześć smyku- Poczochrałem go lekko po włosach.
-Cześć Mesut- Anna dała mi buziaka w policzek.- Co znaczy ta walizka?
-Możemy pogadać?- Zapytałem.
-Jasne- Odpowiedziała.- Mały idź na górę się pobaw- Zwróciła się do synka, który od razu pobiegł na górę.- Wyprowadzasz się?
-T- tak- Odparłem.
-Dlaczego?
-Anna, ja…
-A rozumiem! Pewnie wynająłeś sobie coś w Monachium, żeby mieć bliżej na treningi i w ogóle?
-W pewnym sensie, ale…Nawet nie wiesz jak ciężko mi to powiedzieć- Zacząłem.- Anna jesteś wspaniałą kobietą, z którą łączyło mnie bardzo wiele. To ja jestem dupkiem, który nie potrafił cię docenić. Kiedyś było nam razem tak dobrze, ale moje uczucia względem ciebie zmieniły się. Podczas trwania Mundialu zrozumiałem, że cię nie kocham.
-Słucham?- Wyczułem jak głos się jej łamie.
-Przepraszam cię, ale nie potrafię cię już kochać…- Spuściłem głowę w dół.
-Jest inna?
-W pewnym sensie…Moje serce oszalało na jej punkcie…Zakochałem się jak wariat i nic na to nie poradzę. Przepraszam, że zjawiłem się w twoim życiu i tak namieszałem…
-Żałuję, że cię poznałam- Podeszła od mnie i wymierzyła mi policzek.- Jak mogłeś?! Jak mogłeś mnie tak zranić?! Przecież wiesz, że cię kocham! Dla ciebie byłam gotowa zrobić wszystko, a ty co?!
-Anna, przepraszam.
-Na cholerę mi twoje przeprosiny!- Krzyknęła i odwróciła twarz w stronę okna. Wiedziałem, że płacze. Przeze mnie.
-Czemu krzyczycie?- Mały zbiegł na dół.- Tatku wyprowadzasz się?
-Ja…- Spojrzałem na Annę tak jakbym chciał od niej wsparcia, pomocy, ale ona tylko prychnęła i spojrzała na mnie. Jej usta poruszyły się bezgłośnie jakby chciała mi powiedzieć„radź sobie sam”.- Tak, wyprowadzam się.
-Tato nie odchodź!- Podbiegł do mnie i uczepił się mojej nogi. Anna kompletnie się załamała i opuściła pomieszczenie. Sam się rozpłakałem.- Już mnie nie kochasz?
-Oczywiście, że cię kocham…- Kucnąłem naprzeciw niego i przytuliłem go mocno do ciebie.- Ale nieraz w życiu tak się zdarza, że dorośli muszą się rozstać…Nigdy nie przestanę cię kochać- Szeptałem mu, cały czas go obejmując.
-Nie zapomnisz o mnie?
-Nigdy smyku…Jeśli twoja mama wyrazi zgodę to będę cię odwiedzał, a teraz muszę już iść. Przepraszam jeśli i ciebie zraniłem- Pocałowałem go w czoło i skierowałem się do wyjścia.
-Kocham cię tato- Twarz małego była mokra od łez.
-Ja ciebie też kocham- Ostatni raz na niego spojrzałem i opuściłem mieszkanie. Czułem się fatalnie. Zraniłem Annę i jej synka. Zraniłem ich by sam być szczęśliwy z Sophie…



****

Witam ;*

Miał być wczoraj, ale się nie wyrobiłam ;D Za dużo zaległości miałam, a chciałam je wszystkie nadrobić.
I teraz jest mi smutno. Przez tą końcówkę, którą napisałam. Ale niestety tak musiało być…Takie po prostu jest życie.
Zaraz skompletuję rozdział 20, żeby w następny piątek, bądź sobotę Wam dodać. Tak na święta, dlatego życzeń Wam jeszcze nie składam ;)
Kurczę, dopiero 19 rozdział, a tu tyle się dzieje ;D

Z dedykacją dla Ozilli ;* Chciałaś dużo Ozila, to masz ;)

Wczoraj odbyło się losowanie do 1/8 LM. Chelsea trafiła na Napoli. Damy radę <3
Bo kto nie da, jak nie my? xD

Chcę już czwartek!

Pozdrawiam ;*

piątek, 9 grudnia 2011

Rozdział 18.

 Zastanawiałem się, co dalej ze mną będzie. Przyjąłem ofertę Bayernu, ale z biegiem czasu zastanawiałem się, czy podjąłem dobrą decyzję. Jeszcze przed sezonem dostałem propozycję gry w Realu Madryt, ale ją odrzuciłem. Dlaczego? To proste. Miałem jeden jedyny powód, którym była Sophie…Wiem, że powinienem zostać nie ze względu na nią, ale na Annę, ale czułem, że mój związek z nią chyli się ku upadkowi. Chyba tego chciałem. Nie kochałem jej tak jak kiedyś. Musiałem przyznać się sam przed sobą, że zacząłem zakochiwać się w pannie Low. Wiedziałem jednak, że gdy skończę z Anną ucierpi na tym i ona sama i jej synek, który bardzo się do mnie przywiązał. Już sam nie wiedziałem, co mam robić. W podświadomości czułem, że Sophie też coś do mnie czuje i nie byłaby zadowolona gdybym wyjechał…Może wkrótce wszystko się jakoś poukłada…

 Grałem właśnie w FIFĘ na konsoli, kiedy mój telefon poinformował mnie o przychodzącej wiadomości. Zatrzymałem na chwilę grę i otworzyłem wiadomość.
‘Jestem w ciąży. Gratulacje tatuśku’- Przeczytałem i od razu zalała mnie fala złości. No tego to ja się po niej nie spodziewałem. Nie sądziłem, że będzie mi wmawiać ciążę, że chce mnie złapać na dziecko! Od razu do niej oddzwoniłem.
-Wytłumacz mi się! Co to wszystko ma znaczyć? Nigdy nie podejrzewałem cię, że jesteś taka niedojrzała i chcesz mnie wrobić! Czy ty oszalałaś?!
-Słucham?- Usłyszałem jej krótką odpowiedź pełną zdziwienia.
-To ja cię słucham! Chcesz mnie złapać na dziecko?! Jaką mam pewność, że naprawdę jesteś w ciąży? Jaką mam pewność, że to MOJE dziecko?!- Zapytałem z wyrzutem.
-Spadaj! Po jaką cholerę ja posłuchałam rady Sophie i ci to powiedziałam?! Zapomnij o mnie i naszym dziecku. Nie chcę nic od ciebie. Nie chcę, żeby nasze dziecko, które noszę pod sercem wiedziało, że jego ojciec to skończony kretyn!- Wrzasnęła i wybuchła płaczem. Po chwili usłyszałem sygnał przerywanego połączenia. Co to wszystko ma znaczyć?! Nic z tego nie rozumiałem, dlatego zaraz po rozmowie z dziewczyną zadzwoniłem do Sophie. Gdy odebrała od razu zaczęła się na mnie wydzierać, że jestem skończonym palantem i idiotą. W oddali słyszałem płacz Caroline. Wściekła Sophie powiedziała mi to, co przed chwilą ona. Że będę miał dziecko, że będę tatą…Niedługo potem rozłączyła się. Co ja najlepszego narobiłem?
Jak w każdy czwartek spotkałem się z Lukasem na naszym męskim wieczorze u niego w domu, w Kolonii. Moniki i małego nie było w domu, a my oglądaliśmy jakąś durną komedię popijając piwo.
-Caroline jest w ciąży- Powiedziałem w pewnym momencie, a Poldi się zakrztusił.
-Że, co?
-No to…
-Ale z kim?- Zapytał głupio.
-No zgadnij…Napisała mi to w wiadomości. Sam zobacz- Podałem mu mój telefon.
-A ty, co na to? Nie cieszysz się? Dziecko to największy dar…
-Mimo, że nawet Sophie mi to powiedziała ja nadal nie mam pewności…Po za tym jestem z Sarah…A ona może tylko chce mnie wrobić?- Podzieliłem się moimi obawami.
-Stary! Czy tobie już całkiem odwaliło?! Ona taka nie jest! Rozmawiałeś z nią chociaż?
-Taak…
-Tylko mi nie mów, że powiedziałeś jej to, co mi przed chwilą!- Spojrzał na mnie, a ja spuściłem głowę.- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak beznadziejny! Czy ty zdajesz sobie sprawę jak jej musi być ciężko?
-Mi też jest…To się nie liczy? W dodatku Sarah…
-Zamknij się wiesz! Jesteś totalnym kretynem i egoistą! Skoro mówię ci to ja, twój przyjaciel to coś w tym jest. Otwórz oczy! Ona nosi TWOJE DZIECKO! Cząstkę ciebie, a ty tak po prostu mówisz jej takie głupoty? Ona potrzebuje wsparcia! Wiem, bo tak samo ciężko było Monice. Nawet nie wiesz, co teraz się z nią dzieje. Co się dzieje z jej życiem. Wiesz jacy są jej rodzice…Niby mili, a…Nawet nie chcę sobie wyobrażać jaka będzie jej reakcja…
-To, co ja mam zrobić?
-Spotkaj się z nią i pogadaj na spokojnie…Przede wszystkim przeproś!
-Ale…
-Nie ma żadnego, ale! Jeśli tego nie zrobisz, to koniec naszej przyjaźni!- Zagroził mi.
-Może i masz rację…Ale ona nie będzie się chciała ze mną spotkać.
-No i się jej nie dziwię. Narozrabiałeś, to teraz musisz posprzątać…
-Ale jak ja mam to zrobić?!- Zacząłem gorączkowo myśleć.- Sophie! To moja jedyna opcja!

 Minęły dwa dni. Czekałam na Sophie, która była już dość mocno spóźniona. To było do niej niepodobne! W pewnej chwili zamiast jej sylwetki, ujrzałam…
-Co ty tutaj robisz?!
-Przyszedłem pogadać.
-Nie mamy o czym. Z resztą jestem umówiona. Nie mam czasu.
-Sophie nie przyjdzie. I na serio uważasz, że nie mamy o czym rozmawiać?- Złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy.
-Mów szybko. Chcę to mieć już za sobą- Uległam. Znowu mu uległam!
-Przepraszam za naszą ostatnią rozmowę- Mruknął cicho z miną zbitego psiaka.
-Nie kpij sobie. Dobrze wiem, że powiedziałeś to, co miałeś na myśli.
-To było wtedy…
-A, co? Teraz nagle obudził się w tobie instynkt rodzicielski? Poczułeś powołanie? Nagle zachciałeś być dobrym tatusiem?
-Możesz przestać? Skupmy się teraz przede wszystkim na NASZYM dziecku- Podkreślił słowo naszym, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że nie odpuści.
-Dobra, mów czego chcesz. Nie mam ochoty na rozmowę.
-Chcę być częścią naszego dziecka- Powiedział twardo, a ja miałam nadzieję, że powie częścią waszego życia. Idiotka. Znów robię sobie nadzieję.
-Coś jeszcze?- Rzuciłam od niechcenia.
-Chcę, żeby wiedziało kim jestem, chcę żebyś wiedziała, że je uznam.
-Super…Tego mi brakowało do pełni szczęści- Mruknęłam z ironią.
-Caroline, chcę ci pomóc.
-Ale ja nie potrzebuję twojej pomocy! Nie potrzebuję niczyjej łaski!- Wydarłam się na niego i odeszłam. Miałam nadzieję, że za mną pójdzie, czy coś. Ale nie. Wielki pan Schweinsteiger nawet nie ruszył się ze swojego miejsca. Łzy szybko spływały po moich policzkach. Było mi tak cholernie źle. Jeszcze Sophie mnie wrobiła! Cholera jasna! Doszłam do skrzyżowania i zawróciłam do parku, który mijałam po drodze. Usiadłam na ławce, podkuliłam nogi, a głowę schowałam między kolana i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w pewnej chwili poczułam jak ktoś siada obok. Na ramionach poczułam jakiś materiał. Podniosłam głowę i zobaczyłam wpatrującego się we mnie Bastiana.- No, co?- Zapytałam głupio.
-Nie płacz- Wyszeptał i dał mi ślicznego misia. No i to chwyciło mnie za serce. Znów miękłam. Niech cię szlag Schweini!



****

Witam ;*

Może zacznę od tego, że jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, że Chelsea we wtorek awansowała do dalszej fazy Ligi Mistrzów ;) Szczerze powiedziawszy to obawiałam się tego spotkania, ale najważniejsze, że wygrali 3-0 z Valencią ;) Oczywiście cieszą mnie już wcześniej wywalczone awanse Bayernu i Realu ^^
I cieszy mnie również to, że zarówno Manchester United jak i City odpadły ;D

Odnośnie treści rozdziału to tylko te przemyślenia Mesuta na samym początku są mojego autorstwa. Reszta należy do Carolina i została napisana we wakacje ;) No może poza tą rozmową telefoniczną Bastiana z nią, która powstała tydzień temu ;D
I od nowa się już w tym wszystkim pogubiłam…^^ Ale ja to ja xD

Także, do następnego ;)

Pozdrawiam ;*

piątek, 2 grudnia 2011

Rozdział 17.

 Nie marzyłam o niczym innym…Chciałam tylko znaleźć się już w domu i porządnie wyspać w swoim własnym łóżku. Niecierpliwie czekałam na to aż samolot wyląduje. Obok mnie siedziała Caroline, która tępo wpatrywała się w okno. W pewnej chwili poczułam, że podchodzimy do lądowania. Jestem Przekroczyłyśmy domu! Jestem w Monachium! Zobaczyłam na twarzy taty wyraźną ulgę. Po piłkarzach również było widać zmęczenie, ale również euforię. Odetchnęłam, gdy wylądowaliśmy. Przekroczyłyśmy biegu zabraliśmy swoje torby podróżne i wyprułyśmy z samolotu. Nareszcie! Piłkarze i cała reszta wyczołgali się po nas. Sprawnie przeszliśmy przez odprawę i mogliśmy cieszyć się widokiem najbliższych. Od razu rzuciłam się mamie w ramiona. Niedługo potem doszedł do nas tata. Mama pogratulowała mu zwycięstwa… Nie miałam siły na nic, dlatego szybko pożegnałam się z chłopakami i nimi wszystkimi. Będzie mi ich brakowało, to pewne. Jednak miesiąc to bardzo dużo czasu. Kątem oka spostrzegłam dziewczynę Mesuta i jej dziecko. Coś zakuło mnie Caroline sercu. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, dlatego odeszłam kilka kroków dalej. Znalazłam się przy Monice. Wyciskała mnie mocno. Aż tak się za mną stęskniła. Louis od razu zaczął się do mnie wyrywać, więc wzięłam go na ręce i dałam całusa w policzek. Uśmiechnął się szeroko. Jeszcze chwilkę z nimi postałam i postanowiłam się zbierać. Ostatni raz pożegnałam się ze wszystkimi oraz z Caroline, po którą przyjechali rodzice i mogłam wsiąść do samochodu…

 Przekroczyłyśmy z Caroline próg naszej ulubionej kawiarni w Monachium. Od czasu naszego powrotu z Mistrzostw minęły już dwa miesiące. Letnie transfery były już za nami, a emocje związane, z Mundialem tak jakby odeszły. Nie dawało mi spokoju to, że Mesut będzie tutaj. Tak. Od tego sezonu Mesut będzie w Monachium. Żyć nie umierać. Zresztą przyjaciółka miała podobny nastrój. Bądź, co bądź wiele wydarzyło się w naszym życiu podczas tego miesiąca. Podeszła do nas kelnerka.
-Coś podać?- Zapytała z uśmiechem.
-Ja poproszę kawę- Oznajmiłam.- I moje ulubione ciastko- Zaśmiałam się lekko, a ona odwzajemniła.
-A dla pani?- Zwróciła się do Caroline, która od dłuższego czasu dziwnie się zachowywała, ale za nic nie wiedziałam, co jest tego przyczyną.
-A ja poproszę moje ulubione z podwójną ilością bitej śmietany i owocami na wierzchu- Klasnęła uradowana w dłonie, a ja szeroko otworzyłam oczy.- No, co?
-Nic…- Mruknęłam i przyjrzałam się jej badawczo.
-I do tego poproszę lody z polewą czekoladową i wiórkami kokosowymi- Dodała, a kelnerka zanotowała i odeszła.
-Dobrze się czujesz?
-Znakomicie…Ej, Soph….Czemu mi się tak przyglądasz?
-Jesteś jakaś dziwna- Podsumowałam jej zachowanie.
-Dzięki- Wyszczerzyła się.
Po kilku minutach dostałyśmy nasze zamówienie. Caroline zaczęła pochłaniać jedzenie w tempie ekspresowym.
-Caroline…- Zaczęłam ostrożnie.- Od jak dawna masz taki apetyt?
-Od jakiegoś miesiąca- Wyjąkała z pełną buzią.
-Zauważyłaś coś jeszcze? Coś dziwnego w swoim zachowaniu?
Przełknęła i oznajmiła:
-Może tylko to, że od czasu do czasu wymiotuję w ciągu dnia, ale pewnie się czymś zatrułam- Machnęła niedbale ręką.
Zamarłam.
-Zabezpieczyłaś się wtedy z Bastianem?- Wypaliłam, a jej połowa ciastka wypadła z buzi.
-CO?!
-Pytam, czy się wtedy zabezpieczyliście- Powiedziałam dobitnie, patrząc w jej oczy.
-E…e…- Zaczęła się jąkać.- Nie! O Boże!
-Nie ma, co na tym wyciągać pochopnych wniosków- Zaczęłam ją uspokajać.- Zjemy spokojnie i pójdziemy do apteki, co?
-Ja mogę być w ciąży?- Szepnęła, a w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy.
-Ej! Słońce, nie płacz…To nic pewnego!
-Chodźmy już!- Wyjąkała, a ja pokiwałam głową. Zostawiłam pieniądze i od razu skierowałyśmy nasze kroki w pobliżu apteki. Przyjaciółka zastała na polu, a ja weszłam do pomieszczenia. Z pewną odwagą podeszłam do kasy i poprosiłam o dwa testy ciążowe. Ekspedientka bez słowa mi je podała, a ja zapłaciłam odpowiednią sumę i podziękowałam.
-Chodźmy do mnie- Zaproponowałam. Zgodziła się bez wahania.

 Niepewnym krokiem weszłam do łazienki. Bałam się zrobić testy, ale podświadomość tego, że mogłam być w ciąży była silniejsza ode mnie. Wyciągnęłam test z pudełeczka i wykonałam wszystkie potrzebne czynności. Byłam piekielnie zdenerwowana.
-Sophie!- Wydarłam się.
-Co?!- Wpadła do łazienki jak burza.- Jesteś?!
-Nie wiem…Boję się zobaczyć- Szepnęłam.
-Mam to zrobić za ciebie?
-A mogłabyś?
Wzięła do ręki test i zamarła z przerażenia. Dobry Boże…
-C- Caroline…
-Jestem?!- Opadłam na podłogę, a Soph podała mi test, na którym było widać dwie kreski.- Nie!- Krzyknęłam.- To nie może być prawda!
-Uspokój się i zrób jeszcze jeden!
Ogarnęłam się i poszłam za radą przyjaciółki. Te minuty strasznie mi się dłużyły. Tym razem wynik był taki sam. Pozytywny.
-Będę mamą- Wyjąkałam i wpadłam w jej ramiona cicho łkając…

 Siedziałam w pokoju Sophie wtulona w jej ramiona. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, czego się przed chwilą dowiedziałam. Jedno było pewne. Jestem w ciąży i zostanę mamą. Jestem w ciąży z Bastianem, który mnie unika i który jest szczęśliwy z Sarah…
-Jak zamierzasz mu powiedzieć?- Zapytała cicho, głaszcząc mnie po włosach.
-Jak? Mam plan!- Warknęłam i wyciągnęłam z torebki swój telefon. Skoro on mnie zlewał i w ogóle się do mnie nie odzywał to ja nie będę gorsza.
‘Jestem w ciąży. Gratulacje tatuśku’.



****

 Witam ;*

Pisałam pod ostatnim rozdziałem, że w tym będzie się działo ;) Mam nadzieję, że wyszło mi to, co chciałam Wam przekazać…To teraz akcja zacznie nabierać tempa, bo to wszystko nie będzie takie łatwe i piękne ;D
Wiem, wiem. Prawidłowo to Mesut powinien grać w Realu Madryt, ale gdybym go tam przeniosła to szlag by trafił całą fabułę, a tego nie chcę. Także mam nadzieję, że teraz uszanujecie moją decyzję. Tyśka- nie zabijaj mnie ;) Obiecuję, że jeszcze w tym opowiadaniu się tam znajdzie ;)

W sumie to nie mam siły na nic, bo zostałam znokautowana na wf i bardzo, ale to bardzo spuchł mi palec u prawej ręki i trochę ciężko mi się pisze, ale dałam radę ;) A boli jak cholera…

Zdaję sobie sprawę z tego, że mam masę zaległości. Postaram się to nadrobić w weekend ;)

I losowanie za nami! Niemcy znaleźli się w grupie z Holandią, Portugalią i Danią. Będzie ciężko, ale damy radę! <3 Szkoda tylko, że będą grać na Ukrainie…Tak samo jak Anglicy, ale cóż poradzić…

Trochę się rozpisałam ;) Do następnego piątku ^^

Pozdrawiam ;*