Dedykacja.

Opowiadanie w całości dedykowane Caroline ;*
Dziękuję za Twoje wszystkie szalone pomysły, które mi podsyłasz. Dziękuję za to, że z taką radością piszesz dla mnie fragmenty do rozdziałów. Dziękuję za Twoją obecność ;*

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 36.

 Z kubkiem mocnej kawy stanęłam przed oknem i wpatrywałam się panoramę budzącego się do życia Monachium. Upiłam łyk gorącej cieczy i rozmyślałam nad wszystkim. Nad tym, co do tej pory zdarzyło się w moim krótkim życiu. Dużo się tego uzbierało. Wiele pięknych i radosnych chwil zmieszanych z tymi smutnymi. Jednak tych ostatnich nie warto rozpamiętywać, trzeba się cieszyć tym, co jest. Przymknęłam na chwilę powieki, by za chwilę znów je otworzyć. Nieśmiałe słońce przedzierało się przez chmury. Lepszej pogody nie mogłam sobie wymarzyć…Z uśmiechem na ustach rozejrzałam się po pokoju. Piękna, długa, biała suknia, o jakiej zawsze marzyłam swobodnie wisiała na wieszaku, welon rozłożony na łóżku, przygotowane buty, kosmetyki, biżuteria…
Odeszłam od okna i usiadłam w bujanym fotelu, w którym za czasów mojego dzieciństwa, co wieczór siedzieli rodzice i czytali mi bajki na dobranoc. Wzięłam do ręki album ze zdjęciami znajdujący się nieopodal i zaczęłam przeglądać fotografie, który przedstawiały mnie od pierwszych chwil życia. Niemowlę w ramionach szczęśliwych, spełnionych i dumnych rodziców, pierwsze dni w domu, pierwsze zabawki, raczkowanie, stawienie pierwszych kroczków. Jedno zdjęcie szczególnie przykuło moją uwagę. Ja, szczęśliwe dziecko uciekające przed parą nóg, które bez wątpienie należały do taty. Zaśmiałam się szczerze na ten widok i przewróciłam stronę. Pierwsze urodziny spędzone w gronie najbliższych, ja umorusana trawą, zabawy z rodzicami w parku, otoczona zielenią, kolejne urodziny, ja próbująca wspinać się po drzewach znajdujących się w ogrodzie, ręce mamy, które próbowały mnie ściągnąć…Nawet nie wiem, kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Lubiłam wracać do tych chwil i wspominać je z radością. Moje dzieciństwo było wspaniałym okresem, którego nie zamieniłabym na nic innego. Z uwagą śledziłam kolejne fotografie, których uzbierało się naprawdę dużo. Ja, już z Caroline robiące jakieś durne miny do obiektywu, przytulające, śmiejące się…Nie ma takiego miejsca w Monachium, w którym nie znaczyłyśmy swojej obecności. A z każdego mamy piękne pamiątki i wspomnienia w postaci tych zdjęć, dzięki którym zawsze będziemy mogły tam wrócić. Kolejne przedstawiające mnie z rodzicami, później z wydurniającym się Lukasem, Moniką, malutkim Louisem, całą drużyną, małym Podolskim biegającym po boisku jak wariat, masa zdjęć z Mundialu, mojej osiemnastki spędzonej w gronie rodziny i przyjaciół, z bliźniakami Caroline i Bastiana aż w końcu moje zdjęcia z nim…Z tym, który za parę godzin zostanie moim mężem. Przejechałam palcem po jego twarzy i odruchowo spojrzałam na kalendarz. Zakreślony na czerwono dzień 17 marca…Zamknęłam album, stwierdzając, że przygotowania czas zacząć. W końcu już niedługo zostanę żonę mężczyzny mojego życia…

 Nadszedł ten dzień tak długo wyczekiwany przez moją ukochaną córkę. To właśnie dziś wstąpi w związek małżeński z chłopakiem, który zasługuje na nią bez dwóch zdań. Wiem, że gdy odkryłem ich związek nie byłem przychylnie nastawiony, ale bardzo szybko zmieniłem zdanie. Po zachowaniu Mesuta, jego gestach, słowach i czynach wiedziałem jak bardzo kocha moją córkę i że nigdy jej nie skrzywdzi. Cieszyłem się z tego, że to właśnie on zostanie moim zięciem, bo lepszego nie mogłem sobie wymarzyć. Sophie trafił się prawdziwy skarb, a moja córka zasługiwała na skarby jak mało, kto. Spojrzałem na swoją żonę, która ocierała łzy wzruszenia. Przyciągnąłem ją do siebie usadawiając na kolanach. Uśmiechnęła się do mnie.
-Ona tak szybko dorosła…- Szepnęła i wtuliła się we mnie.
-Wiem, kochanie…- Odparłem przyglądając się jej.- Możemy być z niej dumni.
-I jesteśmy Joachim…I jesteśmy…Przed chwilą skończyłyśmy ją szykować razem z Caroline i Moniką. Wygląda jak anioł…- Chlipnęła w chusteczkę.
-Bo ona jest naszym małym aniołkiem- Kąciki moich warg uniosły się do góry, bowiem przypomniały mi się czasy jej dzieciństwa.- Pamiętasz jak zaczynała chodzić, a ja nie mogłem jej złapać?
-Albo jak wychodziła po drzewach, a ja nie mogłam jej zmusić, żeby z nich zeszła?- Zaśmiała się.
-Mimo tego, że było to dawno temu to ja cały czas mam wrażenie, że niewiele czasu minęło od tamtych wydarzeń.
-Myślę podobnie skarbie. A dziś nasz aniołek zwiąże się na całe życie z aniołem, który kocha ją bezgranicznie, jest z nią, wspiera, otacza bezpieczeństwem…
-Mesut to złoty chłopak i z szerokimi ramionami powitam go w naszej rodzinie.
-Ja tak samo…Idealne małżeństwo…Tak samo jak my- Nachyliła się i skradła mi niewinny pocałunek.
-Tak samo jak my…- Powtórzyłem i zdałem sobie sprawę, że za niespełna dwie godziny będę prowadził moją córkę przez Kościół, do ołtarza, gdzie w obliczu Boga, rodziny, przyjaciół zjednoczy się w jedność z najwspanialszym chłopakiem, jakiego znam.

 Serce chciało mi wyskoczyć z piersi, gdy szłam przez Kościół wsparta na ramieniu taty. O n już tam stał i czekał na mnie z nerwowym uśmiechem. Rozglądnęłam się po świątyni. Moja mama i jego rodzice siedzieli najbliżej, nasi przyjaciele z dziećmi, najbliższa rodzina...Podziwiałam Mesuta, że z miłości do mnie był w stanie zmienić wiarę. Kochał mnie najmnocniej na świecie i powiedział, że zrobi dla mnie wszystko nie licząc się z opinią innych. Był odważny i szalony. Nie zmuszałam go do tego, to była dobrowolna decyzja. Dotarliśmy pod ołtarz. Tata poklepał Mesuta po ramieniu posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Sam usiadł obok mamy, która już ocierała łzy.
-Zebraliśmy się tu dziś, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim Mesuta i Sophie- Ksiąd zaczął mszę.
Słuchaliśmy go w skupieniu jednocześnie patrząc na siebie z miłością wypisaną w oczach. Wiele się działo zanim przyznaliśmy się do swoich uczuć. Nawet nie chcę myśleć jakby teraz wyglądało moje życie, gdybym się nie przyznała. Może teraz to on brałby ślub z Anną, a ja przyglądałabym się temu z boku ocierając łzy, bo właśnie straciłabym mężczyznę moich marzeń. Ale tak nie jest...To ja zostanę jego żoną, już za moment, już za chwilę...
Ksiądz skończył piękne kazanie, a on delikatnie ścisnął moją dłoń. Przeszliśmy do przysięgi.
-Ja Mesut biorę sobie ciebie Sophie za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci- Powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Widziałam łzy w jego oczach.
-Ja Sophie biorę sobie ciebie Mesuta za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci- Oznajmiłam zdecydowanie. Niedługo na naszych dłoniach zabłysły złote obrączki podane przez Caroline i Lukasa, naszych świadków.
-Ogłaszam was mężem i żoną. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela- Kapłan zakończył mszę, a zgromadzeni zaczęli bić brawo. Spojrzałam na mojego męża i poczułam spełnienie. Byłam szczęśliwa.

Najlepszy przyjaciel dostanie prawdopodobnie najlepszą małżonkę, ponieważ dobre małżeństwo opiera się na talencie do przyjaźni.



****

Witam ;*

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Absolutnie nic! Nawaliłam na całej linii nie dodając rozdziału od czerwca. Mamy listopad…Koszmarnie się z tym czuję!Najmocniej Was przepraszam ;* I obiecuję poprawę. Nie mogę pozwolić na to, żeby taka długa przerwa jeszcze kiedykolwiek mi się zdarzyła. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Wiem, że Was zawiodłam, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ;* 

Podoba mi się ten ślub :D Akcja rozplanowana do końca, nic tylko pisać!

Pozdrawiam ;*