Dedykacja.

Opowiadanie w całości dedykowane Caroline ;*
Dziękuję za Twoje wszystkie szalone pomysły, które mi podsyłasz. Dziękuję za to, że z taką radością piszesz dla mnie fragmenty do rozdziałów. Dziękuję za Twoją obecność ;*

środa, 22 lutego 2012

Rozdział 28.

Trzy miesiące później.

 Nadszedł marzec, a co za tym idzie nadeszło pierwsze słońce i dni zaczęły robić się cieplejsze. Święta Bożego Narodzenia wszyscy spędziliśmy w bardzo miłej i rodzinnej atmosferze jeszcze w domu Sophie. Była ona, jej rodzice, ja, Bastian i jego rodzice. Trochę brakowało mi moich, ale cóż mogłam na to poradzić? Zupełnie nic. W styczniu przeprowadziłam się do Bastiana, co bardzo mnie ucieszyło. Z pomocą przyjaciół trochę przemeblowaliśmy mieszkanie i przygotowaliśmy pokój dla naszych dzieci. Wszystko było by pięknie, ale naprawdę martwiła mnie sytuacja z moimi rodzicami. Od czasu tego wszystkiego tylko parę razy kontaktowałam się z mamą. Zresztą dzwoniła do mnie tylko wtedy, kiedy taty nie było w domu. Podzieliłam się tym z Bastianem.
-A nie możesz się z nimi umówić na rozmowę?- Zaproponował.- Pójdę z tobą…Razem zawsze łatwiej- Uśmiechnął się dodając mi otuchy.
-Chyba tak zrobię- Powiedziałam po chwili namysłu.- Ale za parę dni, bo muszę to wszystko jeszcze przemyśleć- Dałam mu buziaka w policzek.- W ogóle zauważyłeś, że Mesut ostatnio jakiś zestresowany chodzi?- Zapytałam.
-Zauważyłem- Odparł.- Ale za nic nie chce mi powiedzieć, co się dzieje! Nawet do Lukasa dzwoniłem z nadzieją, że może on coś wie, ale również nie…A Sophie nic ci nie mówiła?
-Nie…Ale też się trochę martwi jego nerwowym zachowaniem. Też była z poradą u Lukasa, ale jak sam powiedziałeś nic nie wie. Naprawdę jestem ciekawa, o co mu chodzi- Zastanawiałam się.
-Ja tak samo…Ale muszę uciekać na trening- Cmoknął mnie w czoło i z czułością pogłaskał mój brzuch i pomachał na pożegnanie. Odwzajemniłam gest i opadłam na kanapę. Byłam już w ósmym miesiącu, wyglądałam jak balon i dosłownie miałam wszystkiego dość…

 Kiedy Bastian wrócił z treningu wygodnie usadowiliśmy się na kanapie i zaczęliśmy się zastanawiać się nad imionami dla dzieci. Nasze rozmowy zostały przerwane przez mój telefon.
-Halo?- Rzuciłam nie patrząc na wyświetlacz.
-Cześć to ja…
-Mesut?- Zdziwiłam się.
-No. Mam prośbę- I znów był jakiś zdenerwowany.
-Słucham cię- Powiedziałam nic z tego nie rozumiejąc. Bastian uważnie mi się przyglądał.
-To tak…Chciałbym żebyś mi pomogła. Chcę się oświadczyć Sophie- Powiedział, a ja z radości zapiszczałam.
-NAPRAWDĘ?!- Wydarłam się.
-Tak, ale czekaj. Daj mi skończyć- Poprosił, a ja trochę się uspokoiłam.- Wyciągnij ją z domu, bo najpierw chcę poprosić Joachima o jej rękę.
-Da się zrobić- Powiedziałam pewna siebie.
-Dziękuję ci- Wyczułam, że się uśmiecha.- Tylko potrzymaj ją z godzinkę u siebie.
-Nie ma problemu! Zaraz do niej dzwonię i powodzenia!
-Taak. Przyda się. Dzięki- Powiedział i się rozłączył. Spojrzałam na Bastiana, który siedział i wpatrywał się we mnie. Z trudem podniosłam się z kanapy i poczłapałam do kuchni, gdzie zaczęłam obierać cebulę. Kiedy już dostatecznie płakałam, wykręciłam numer do przyjaciółki.
-Halo?- Usłyszałam jej głos.
-So- Sophie- Załkałam.
-Matko Boska, co się stało?
-Jak zawsze to samo. Bastian to kompletny idiota- Rozpłakałam się jej do słuchawki, a sam zainteresowany stał obok mnie i chciał coś mówić, ale zagrodziłam, że jak się odezwie to oberwie.
-Gdzie jesteś?
-No u tego osła…Zamknęłam się w łazience. Przyjedź proszę- Starałam się nie roześmiać.
-Już jadę- Rozłączyła się.
-Co to miało być?- Zapytał Bastian z grobową miną.
-Oj tam…Nie gniewaj się. To tylko taki pretekst- Mruknęłam przytulając się do niego.- Bardzo zły?- Delektowałam się jego perfumami.
-Bardzo- Odpowiedział, a ja wiedziałam jak po jego twarzy przeszedł cień uśmiechu.- Ale powiedz o co chodzi!
-Mesut chce się oświadczyć Sophie!
-Wow! Tego to ja się nie spodziewałem, naprawdę!
-No widzisz- Zaśmiałam się.- Jak coś to siedzę w łazience, dobra? Wpuść Sophie jak przyjdzie- Dodałam i zniknęłam w pomieszczeniu. Pięć minut później usłyszałam jak Sophie prawi kazanie Bastianowi, a potem zapukała do mnie.
-Caroline to ja, otwórz- Rzuciła, więc spojrzałam w lustro i rozpłakałam się na nowo. Otworzyłam jej drzwi i wpuściłam do środka.- Co się stało?- Przytuliła mnie do siebie, a ja zaczęłam wymyślać jakąś bajkę…

 Zdenerwowany zaparkowałem przed domem Sophie. Wysiadłem z samochodu i poprawiłem krawat. Wziąłem do ręki bukiet kwiatów dla jej mamy, a dla taty butelkę najlepszego szampana jaką znalazłem. Z galopującym sercem podszedłem do drzwi, które po chwili otworzyła mi pani domu.
-Witaj- Uśmiechnęła się.- Wjedź do środka. Joachim jest u siebie, zaraz go zawołam.- Przepuściła mnie w drzwiach.
-Dziękuję- Uśmiechnąłem się nerwowo.- To dla pani- Wręczyłem jej bukiet róż.
-Ojej, nie trzeba było. Proszę usiądź, a ja pójdę po męża- Uśmiechnęła się do mnie ciepło, a ja dalej stałem jak osioł w salonie. Po chwili wrócił mój trener z żoną.
-Mesut? Coś się stało?- Zapytał widząc moją przestraszoną minę.
-Yyy…To dla trenera- Podałem mu butelkę szampana.
-Dziękuję. Ale z jakiej to okazji?
-Bo…Ja…Chciałem prosić państwa o rękę Sophie- Wyjąkałem.
-O Matko- Szepnęła jej mama i z wrażenia usiadła na kanapie.
-Słucham?
-Bo ja…Chcę spędzić z państwa córką resztę mojego życia i zostałem wychowany tak, że zanim się poprosi o to ukochaną, trzeba mieć błogosławieństwo jej rodziców. Dlatego chciałbym prosić o rękę Sophie- Wytłumaczyłem.
Joachim milczał, wpatrując się w podłogę, ale kiedy najpierw spojrzał na żonę, a potem na mnie, odezwał się:
-Jeżeli Sophie się zgodzi, to my również.
-Naprawdę?- Spytałem.
-Owszem- Odpowiedział, a mi oczy się zaszkliły.
-Wszystko w porządku?- Zapytała mnie mama Sophie.
-Tak, tak. Ja nie spodziewałem się, że…
-Mesut. Znam cię już sporo czasu i wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Widzę, że się kochacie, dlatego nie wiem, dlaczego miałbym stawać wam na drodze do szczęścia…- Powiedział Joachim.- Witaj w rodzinie, synu- Dodał i przytulił mnie po męsku. Chwilę później tonąłem w uścisku rodzicielki mojej, jeszcze dziewczyny…



****

Witam ;*

Wiem, że miał być wczoraj, ale przyznam się szczerze, że kompletnie zapomniałam, żeby go napisać…;D Zresztą po wczorajszym meczu Chelsea jestem w dość podłym nastroju. Ja sobie zdaję sprawę z tego, że oni nie są w najwyższej formie, ale myślałam, że wygrają i w ogóle…A tak to dość wysoka przegrana i teraz chyba trzeba czekać na jakiś cud, żeby w rewanżu pokonać Neapol i awansować dalej…Wiadomo, rewanż na Stamford Bridge, własna publiczność…Może to ich jakoś odblokuje i się wezmą w sobie ^^

Co do rozdziału to pierwszy fragment pisany przeze mnie, a te o oświadczynach przez Caroline ;D I jak sama to czytałam to się wzruszyłam. W następnym odpowiedź jak na to wszystko zareaguje Sophie ;D

Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 13 lutego 2012

Rozdział 27.

 Patrzyliśmy sobie przez jakiś czas w oczy. Objął moją twarz w dłonie, po czym delikatnie i czule musnął moje usta. Stałam jak sparaliżowana. Nie mogłam się ani poruszyć, ani się odezwać.
-Gdybyś dała mi szansę powiedzieć cokolwiek- Zaczął.- Wiem, że od dawna mnie kochasz. Widziałem, co się z tobą działo na Euro i podczas Mundialu, gdy tylko byłem blisko ciebie. Potrafię zauważyć takie rzeczy. Nie jestem głupi. No…Może trochę. Bałem się. Najzwyczajniej na świecie się bałem. Nic mnie nie usprawiedliwia, wiem o tym. Ale bałem się, że to, co do ciebie czuję to zwykłe zauroczenie. Nie chciałem skreślać swojego związku z Sarah, bo ne byłem pewny swoich uczuć do ciebie- Mówił patrząc mi w oczy. Nawet nie wiem, kiedy się rozpadało. Byliśmy już praktycznie przemoczeni, ale znajdowaliśmy się we własnym świecie.- Teraz już się nie boję. Wiem, co czuję. Wiem, że warto. Wiem, bo cię kocham. Was kocham- Dodał delikatnie się uśmiechając. Nie spodziewałam się tego. Wszystkiego innego tak. Tego, co mi powiedział- nie. Byłam pewna, że powie, że nic się nie zmieni, że będzie odwiedzał nasze dzieci…Bastian Schweinsteiger. Ile razy mnie jeszcze zaskoczy? Nadal milczałam. On przerwał tę ciszę.- Chodźmy, bo się rozchorujesz- Powiedział całując mnie w czoło, po czym pociągnął mnie za rękę. Poszliśmy do niego. Bo bliżej, bo byłam cała przemoczona, bo było mi zimno.- Idź do łazienki, weź ciepłą kąpiel, a ja ci dam jakieś suche rzeczy- Rzucił, gdy tylko weszliśmy do jego mieszkania.
-A ty?- Wychrypiałam, po raz pierwszy od tej akcji po USG.
-Mi nic nie będzie. Najważniejsze, żebyś teraz nie zachorowała- Odpowiedział spokojnie, wpychając mnie do łazienki.- A i ręczniki są w szafie pod umywalką- Dodał wściubiając głowę zza drzwi, po czym szybko zniknął.
Zdjęłam mokre ciuchy i wskoczyłam pod prysznic. Poczułam ulgę. Wszystkie moje zmartwienia gdzieś odpłynęły. Wyszłam owinięta wielkim ręcznikiem. Na szafce przy drzwiach czekała na mnie sucha koszulka. Uśmiechnęłam się delikatnie i zaczęłam się wycierać. Po chwili zakładałam suche ubranie. No, ale mój uśmiech znikł po kilku sekundach. Koszulka była za mała. Zrezygnowana ściągnęłam ją i z powrotem owinęłam się ręcznikiem. Delikatnie uchyliłam drzwi i wystawiłam głowę.
-Bastian!- Zawołałam, a on przybiegł wystraszony.
-Co się stało? Rodzisz?! Boże karetka!- Panikował. Patrzyłam na niego z rozbawieniem.
-Nie rodzę. Po prostu koszulka jest za mała i pomyślałam, że może miałbyś jakąś większą…
-Matko kochana…Wystraszyłem się.- Złapał się za serce.- Zaraz coś poszukam- Dodał, po czym zniknął za drzwiami innego pokoju. Po kilku chwilach wrócił z nową.- Mam nadzieję, że będzie pasować…Większej nie mam- Rzucił lekko rozbawiony.
-Śmiej się, śmiej. Wiem, że wyglądam jak wieloryb- Odpowiedziałam. Wyszedł, a ja zaczęłam ubierać na siebie koszulkę, która okazała się być za mała! Jęknęłam.- Bastian, masz może jakieś spodenki do tego, czy coś? Albo namiot najlepiej. Wtedy na pewno w niego wejdę…Może- W odpowiedzi usłyszałam stłumiony chichot. Blondyn podał mi spodenki i ponownie wyszedł.
Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Wilgotne włosy, zero makijażu, przyciasna koszulka i spodenki. Gorzej być nie może. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do salonu, gdzie zauważyłam Bastiana w suchych ciuchach. Usiadłam na kanapie, a on opatulił mnie ciepłym kocem i podał kubek z gorącą herbatą. Sam usiadł naprzeciwko mnie. Przyglądałam mu się przez chwilę, a później stwierdziłam, że muszę z nim pogadać.- No i co teraz będzie?- Zadałam nurtujące pytanie upijając łyk herbaty.
-Jak to, co? Oczywiście zamieszkasz ze mną!- Powiedział zdecydowanie.- Jutro mogę wpaść do domu Sophie i zabrać twoje rzeczy do mnie. Jestem pewien, że Mesut i Joachim mi pomogą…Nie chcę stracić ani jednego dnia, rozumiesz?
-Jesteś tego pewny?
-Jestem- Odparł i usiadł obok mnie.- Nie pozwolę wam odejść…Będziecie ze mną- Szepnął i pocałował mnie w czoło. Odetchnęłam. Dziękowałam, że tak to wszystko się skończyło.

 Po załatwieniu spraw z tatą umówiłam się z Mesutem. Miło spędziliśmy ze sobą czas, a później wysłałam wiadomość do przyjaciółki jak było na badaniach. Oddzwoniła mówiąc szczęśliwym głosem o tym, że będzie miała bliźniaki i opowiedziała mi o wszystkim. O jej rozmowie z blondynem, o tym jak wyznał jej miłość, o tym jak zaproponował jej mieszkanie i o tym, że się zgodziła. Pisnęłam uszczęśliwiona i złożyłam jej serdeczne gratulacje, a ona podziękowała mi za to, że powiedziałam Bastianowi o badaniach. Kiedy skończyłyśmy rozmawiać rzuciłam się Mesutowi na szyję i powiedziałam mu to, co przed chwilą usłyszałam. Był tak samo zadowolony jak ja. Nim się zorientowaliśmy trzeba było wracać.
Odwiózł mnie pod sam dom. Zgodziłam się, bo byłam pewna, że rodziców nie będzie w domu. Mieli gdzieś wyjść. Mesut zgasił silnik i szybko wysiadł z samochodu, żeby otworzyć mi drzwi. Zaśmiałam się cicho i podałam mu dłoń. Odprowadził mnie pod same drzwi. Staliśmy tak chwilę i patrzyliśmy sobie w oczy, by po kilku sekundach połączyć usta w czułym pocałunku. Od razu zarzuciłam mu ręce na szyję, a on swoimi objął mnie mocno. Trwało to chwilę, aż w pewnym momencie drzwi otworzyły się z impetem i przed dom wyskoczył mocno zirytowany tata.
-Co to ma znaczyć?!- Podniósł głos.
-Tato, ja ci to wszystko wytłumaczę…
-Cicho! Wejdź do domu- Powiedział twardo. Spojrzałam smutno na Mesuta.
-Trenerze ja…- Zaczął mój chłopaka, ale nie dane było mu skończyć, gdyż tata uderzył go.
-TATO!- Krzyknęłam i stanęłam przed Mesutem.- Daj nam wyjaśnić!
-Nie tu…Wejdźcie do środka. Natychmiast- Powiedział i czekał aż wykonamy jego polecenie.
Mesut cały czas trzymał dłoń na nosie.
-Pokaż- Poprosiłam, odsłaniając jego puchnący nos, z którego leciała stróżka krwi. – Uuu…Czekaj, pójdę po apteczkę- Powiedziałam spokojnie. Tata patrzył na nas uważnie. Milczał. Wiedziałam, że jest zły, bo nic mu nie powiedziałam. W jego oczach spotykałam się ukradkiem z jego podopiecznym. Po zatamowaniu krwi zaczęliśmy rozmowę.
-Jak długo to trwa?- Zapytał.
-Od kilku miesięcy- Powiedziałam.
-Nie wierzę! Spotkacie się w tajemnicy przede mną już kilka miesięcy?! Moja własna córka mnie okłamuje!- Wybuchł.
-Nie okłamuję, cię bo nie pytałeś!- Palnęłam.
-A ty masz mi coś do powiedzenia?- Zwrócił się do Mesuta.
-Tylko tyle, że kocham Sophie i zależy mi na jej szczęściu. Nie chcieliśmy, żeby tak wyszło…My się po prostu w sobie zakochaliśmy.
-Taaa- Tato się uspokajał.- Sophie idź do siebie. Ja muszę z nim porozmawiać w cztery oczy.
-Tylko go nie bij- Powiedziałam całując go w policzek, a Ozilowi posłałam czułe spojrzenie.
-Co ja mam z tobą zrobić? Jesteś dobrym chłopakiem, bardzo utalentowanym. Cenię twoje zdolności, ale jeśli kiedykolwiek skrzywdzisz moją córkę, jeśli zobaczę, że płacze przez ciebie i to nie będę łzy szczęścia, to uwierz mi, będziesz skończony. Znasz mnie nie od dziś i dobrze wiesz, że rodzina jest dla mnie najważniejsza. Dlatego jeśli skrzywdzisz Sophie możesz być pewny, że będziesz miał ze mną doczynienia. I nic dobrego cię wtedy nie spotka. Ale jak na razie…Witaj w rodzinie- Uśmiechnął się lekko i przyjacielsko poklepał go po ramieniu. Skąd wiedziałam? Obserwowałam całą sytuację z ukrycia, a kiedy skończyli rozmawiać wyskoczyłam z ukrycia, żeby mocno ich do siebie przytulić. Dwaj najważniejsi mężczyźni w moim życiu…



****

Witam ;*

Nie wyrobiłam się z dodaniem rozdziału przez weekend, bo nadrabiałam wszystkie zaległości jakie miałam. Parę mi jeszcze zostało, ale to zdecydowana mniejszość. Dziś mi się ferie zaczęły z czego jestem niezmiernie zadowolona ;D
I wiem, że długi mi wyszedł ten rozdział, ale go nie chciałam dzielić na pół ^^ Przed chwilą wymyśliłam, co ma się dziać w późniejszych czasach opowiadania xD

A i dodam, że ten rozdział prawie w całości pisany przez Caroline ;) Tak gdzieś w wakacje jeszcze ;D

Następny dodam w okolicach wtorku, bo znikam w piątek i wracam w poniedziałek ;D

Pozdrawiam ;*

sobota, 4 lutego 2012

Rozdział 26.

 Oznajmiłam tacie, że wybywam na parę dni do Lukasa, bo się za nimi stęskniłam. Zrozumiał. Oczywiście powiedziałam rodzicom, żeby jak najlepiej opiekowali się moją przyjaciółką, co oni uznali za oczywiste. Cieszyłam się tym, że są tak wyrozumiali i, że pomagają nam na każdym kroku. W końcu byli moimi rodzicami, a Caroline traktowali jak drugą córkę. Pożegnałam się z nimi, z Caroline i z dzidzią i ruszyłam w stronę stadionu, gdzie miał czekać na mnie Mesut. Osobiście powiedział, że zawiezie mnie do Kolonii, za co byłam mu wdzięczna, bo nie miałam ochoty się tłuc autobusami. Na powitanie przywitał mnie długim pocałunkiem, co przyjęłam z uśmiechem. Rozmawialiśmy całą drogę. O wszystkim. W żadnym stopniu nie byliśmy skrępowani w swoim towarzystwie. W końcu byliśmy parą i wiedzieliśmy o sobie wszystko. Ufaliśmy sobie, a przecież na tym powinien się opierać prawdziwy związek. Nim się spostrzegłam Mesut zaparkował samochód przed domem przyjaciela. Pomógł mi z bagażami, a ja nacisnęłam dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły.
-Sophie!- Monika przytuliła mnie mocno do siebie.- No jesteś nareszcie- Uśmiechnęła się.- Hej Mesut!- Krzyknęła do mojego chłopaka.
-Cześć, cześć- Dał jej buziaka w policzek i postawił moją torbę w przedpokoju.- Jest Lukas? Chciałem z nim chwilę porozmawiać, a korzystając z okazji, że już tu jestem…- Zaczął.
-Jest w salonie- Odpowiedziała Monika.- Ale co my tu tak będziemy stać…Właź- Wpuściła mnie do środka.
-Ciocia Sophie!- Usłyszałam głos Louisa, więc natychmiast wzięłam go na ręce i okręciłam się z nim wokół własnej osi. Potem dałam mu buziaka w policzek.
-Cześć przystojniaku- Powiedziałam z uśmiechem.- Ale ty urosłeś!
-Jak tatuś- Oznajmił dumnie i objął mnie mocniej.- Fajnie cię widzieć- Uśmiechnął się.
-Ciebie też blondasku- Poczochrałam go po główce i za Moniką weszłam do salonu.- Lukas!- Krzyknęłam się.
-I ja mam z tobą wytrzymać przez trzy dni?!- Jęknął.- Za jakie grzechy?
-Za twoje- Wyszczerzyłam się i puściłam małego, który automatycznie znalazł się na rękach u Mesuta.- Cześć- Przywitałam się z przyjacielem i objęłam go.
-Do twarzy ci z dzieckiem- Podolski zwrócił się do Mesuta.- Może byście się postarali, co?- Poruszył brwiami.
-Zwariowałeś?! Mój tata jeszcze nie wie o tym, że jesteśmy razem…
-Może najwyższy czas mu powiedzieć.
-Kiedyś na pewno- Mruknął Ozil.- Ale ja już się zbieram…Mamy trening później- Oznajmił i pożegnał się ze wszystkimi. Poszłam go odprowadzić i pożegnałam się z nim czule.- Mesut to lubi…
-Sophie to wiedzieć- Wyszczerzyłam się i zanim weszłam do domu przyjaciół jeszcze mu pomachałam.

 Strasznie się za nimi stęskniłam. Za Lukasem, Moniką i Louisem, dlatego te trzy dni spędzone z nimi dobrze na mnie wpłynęły. Szczerze porozmawialiśmy o wszystkim, o mnie i Mesucie, o nich, o Caroline i Bastianie…My wiedzieliśmy coś, czego Caroline jeszcze nie wiedziała. Bastian kilka dni temu powiedział nam, że zrozumiał wszystko i podjął właściwą decyzję. Byliśmy z niego dumni, że w końcu się ogarnął i zrozumiał. Teraz sam czekał na właściwy moment, żeby powiedzieć o wszystkim mojej przyjaciółce. Wiedziałam jednak, że jeszcze trochę czasu minie zanim zdecyduje się powiedzieć jej prawdę. Ale już teraz musiał działać sam. Szybko zleciały te trzy dni. Uwielbiałam bawić się z małym, który nie odstępował mnie na krok. Naprawdę udał im się synek! Kochałam tego brzdąca całym sercem mimo, że byłam dla niego tylko ciocią. Z trudem przyszło mi się z nimi pożegnać, ale obiecali, że niedługo to oni nas odwiedzą. Trzymałam ich za słowo!

Dwa miesiące później.

 Bastian jeszcze nic nie powiedział Caroline! Nie mogłam już dłużej patrzeć na cierpienie przyjaciółki, dlatego wysłałam Bastianowi wiadomość, żeby zjawił się dziś w gabinecie, bo miała mieć dziś badania. Była już w piątym miesiącu, a brzuch urósł jej niemiłosiernie.
-Soph idziesz ze mną?- Zapytała.
-Wybacz Słońce, ale nie dam dziś rady…- Mruknęłam.- Umówiłam się z tatą. Ale daj znać co i jak- Powiedziałam do niej.
-Dobrze- Uśmiechnęła się i pogłaskała swój pokaźny brzuszek.
-Dziecko ci się dobrze rozwija- Szepnęłam.
-Ej weź! Naprawdę za duży mam ten brzuch- Parsknęła śmiechem, gdy to powiedziała.- Ale, dobra ja się zbieram! Pa, kochanie!
-Na razie- Cmoknęłam ją w policzek.

 Wygodnie usadowiłam się na fotelu i czekałam, aż przyjdzie moja lekarka. Obserwowałam gabinet ze sporym zaciekawieniem. Na jednej ze ścian wisiała specjalna tablica, na której ukazane były zdjęcia małych dzieci. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Kiedy pojawiła się pani doktor przywitałam się z nią wesoło.
-Widzę, że jest dziś pani w znakomitym humorze…Nich pani podwinie bluzkę, a ja uruchomię sprzęt. Zrobiłam to, co kazała i po chwili rozsmarowała na moim brzuchu żel do USG. Od razu spojrzałam na monitor i ujrzałam synka, który wykonywał ruchy. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Pewnie przyjaciółka- Mruknęłam.
-Proszę wejść- Odezwała się pani doktor, a drzwi się otworzyły.
-Cześć Soph…- Zaczęłam, ale ucięłam wpół zdania, bo zobaczyłam Bastiana.- Co ty tu robisz?!
-Jestem…- Szepnął i podszedł do nas.
-Pan jest tatusiem?
-Tak- Odparł i spojrzał na monitor.- To nasze dziecko?- Zapytał, a ja wyczułam wzruszenie jego głosie.
-T-tak…
Delikatnie ścisnął mnie za rękę, jakby chciał dodać mi otuchy.
-Synek rozwija się prawidłowo- Odezwała się lekarka.- Ale zaraz!- Krzyknęła w pewnym momencie, a my spojrzeliśmy na nią.- A to ci niespodzianka!
-Co się stało?- Spytałam przerażona.
-Widzą państwo ten drugi punkt wykonujący ruchy? Bliźniaki! Drugie dzieciątko musiało ułożyć się za braciszkiem…
Z nadmiaru emocji zaczęłam płakać, a Bastian stał i jak zaczarowany wpatrywał się w ekran.- To dziewczynka- Usłyszałam i mocniej ścisnęłam go za rękę.
-Będziemy mieli bliźniaki…- Nim się zorientowałam poczułam jego pocałunek na swoim czole.- Będą bliźniaki…

 Opuściliśmy gabinet, ani razu na siebie nie spoglądając. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć. Pierwsza odezwałam się ja.
-To ja idę…Dzięki, że przyszedłeś na badanie- Mruknęłam i chciałam odejść, ale on mnie przytrzymał.
-Możemy się gdzieś przejść?
-Po, co?
-Do tej pory myśleliśmy, że to jedno dziecko…A tu się okazało, że spodziewasz się bliźniaków…
-Dobry jesteś- Prychnęłam z ironią.- Za jednym zamachem…
-Caroline! Co teraz będzie?
-Jak to, co? Ja będę tak jak teraz mieszkać u Sophie, a gdy urodzę to odpowiednio zajmę się naszymi dziećmi. A ty, co? Bastian nie oszukujmy się. Nic się nie zmieni.
-Caroline….
-Nasze dzieci nie zmienią stosunku między nami i ty doskonale o tym wiesz. Przecież ot tak mnie nie pokochasz. Wiesz jak się czułam, gdy nie czułeś jak pierwszy raz dziecko kopnęło? I nie będziesz widział jak one raczkują, stawiają pierwsze kroki, jak mówią pierwsze słówka…Muszę się z tym pogodzić, nie? W końcu jesteś tylko ich tatą!- Wybuchłam, bo dłużej nie mogłam tego wytrzymać.- Kocham cię! Kiedy to wreszcie zrozumiesz?! Kocham cię od dawna, kocham cię odkąd pamiętam, a ty, co?! Łaskawie mówisz mi, że uznasz dzieci? Dzięki ci wielkie panie wielkoduszny! A, co mi z tego skoro nie będziesz uczestniczył w ich życiu? Chcesz, żeby one wiedziały, kto jest ich tatą…A proszę cię bardzo! Tylko, że ja nie chcę rujnować twojego zasranie idealnego świata!- Wykrzyczałam mu prosto w twarz i odeszłam od niego. Nim się zorientowałam on był przy mnie i zdecydowanym ruchem przyciągnął mnie do siebie…



****

Witam ;*

Rozdział miał być wczoraj, ale się nie wyrobiłam ;D Jak sobie pomyślę, że w sumie na moje inne opowiadania mam napisać jeszcze sześć rozdziałów to mnie głowa boli ^^ A jak dołożyć do tego wszystkie zaległości jakie sobie narobiłam w szkole przez chorobę to już w ogóle ;D Ale dam radę! ;D

I znów długi rozdział, ale od razu Wam mówię, że kolejny też taki będzie ^^ No i bliźniaki! Cieszycie się razem z przyszłymi rodzicami, co? ;D Mogę Wam zdradzić, że w kolejnym sytuacja między Bastianem, a Caroline zostanie wyjaśniona ;)

I jutro mecz Chelsea- Manchester United. Wiadomo, że zawsze są obawy i to dziwne uczucie, ale ja wierzę w moich kochanych niebieskich, że dadzą radę ;) Mimo, że niektórzy mają kontuzje to i tak wiem, że stać ich na zwycięstwo ;)

Pozdrawiam ;*