Dedykacja.

Opowiadanie w całości dedykowane Caroline ;*
Dziękuję za Twoje wszystkie szalone pomysły, które mi podsyłasz. Dziękuję za to, że z taką radością piszesz dla mnie fragmenty do rozdziałów. Dziękuję za Twoją obecność ;*

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 37.

 Wesele trwało w najlepsze. Wszyscy zgromadzeni goście bawili się świetnie. Nie było żadnych spięć, ani niepotrzebnych awantur. Tańczyłam z wszystkimi mężczyznami obecnymi na sali, ale najlepiej czułam się w ramionach mojego męża. Zmęczona opadłam na krzesło, jednak wiedziałam, że to nie koniec atrakcji.
-Moja żona się zmęczyła?- Usłyszałam głos Mesuta, który ni stąd ni z owąd pojawił się obok.
-W rzeczy samej mężu mój- Cmoknęłam go w policzek.- Nie wiesz, kiedy Bastian na zamiar przystąpić do działania?
-Chyba za jakiś czas...Na razie siedzi cały zestresowany w łazience. Lukas próbuje go uspokoić.
Parsknęłam śmiechem, ale nie skomentowałam tego. Doskonale pamiętam jak to Mesut oświadczał się mnie...
-Idziesz tańczyć?
-Z tobą zawsze- Podał mi dłoń, a po chwili brylowaliśmy na środku parkietu.

 -Uwaga!- Głośno powiedziałem do mikrofonu. Wszyscy odwrócili głowy w moją stronę.- Mam coś ważnego do powiedzenia...- Zacząłem. Omiotłem spojrzeniem ludzi. Mesut, Lukas i Thomas pokazywali mi kciuk uniesiony do góry, Sophie ocierała łzy chusteczką, a ona, kobieta mojego życia wpatrywała się we mnie tak jakby wiedziała, co mam zamiar zrobić.- Caroline...- Zacząłem.- Doskonale wiesz jak to między nami było. Na początku rozbudziłem w tobie nadzieje, później przez dłuższy czas zachowywałem się jak najgorszy kretyn zostawiając cię samą, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś. Jednak w porę się opamiętałem i zapragnąłem być z tobą. Tobą i naszymi dziećmi. Dzięki pomocy przyjaciół i bliskich udało nam się to. Teraz jesteśmy razem szczęśliwi i kochamy się nie pamiętając złego. I wiesz, co? Dorosłem do bycia mężem. Patrząc na was- Wskazałem na Moniką i Lukasa- Doszedłem do wniosku, że pora się ustatkować. A wy- tu popatrzyłem na Sophie i Mesuta- swoim ślubem daliście mi porządnego kopa do działania. Dlatego...Caroline uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- Spytałem schodząc ze sceny. Klęknąłem przed nią otwierając pudełko z pierścionkiem zaręczynowym.
-Tak...- Wyjąkała. Łzy ciurkiem leciały jej po twarzy, kiedy wkładałem jej na palec pierścionek.- Piękny...
-Jak ty- Wstałem i skradłem jej pocałunek. Nie płacz maleńka. Odtąd już na zawsze będziemy razem- Przytuliłem ją mocno do siebie, a pozostali zaczęli bić brawo.

 W podróż poślubną wybraliśmy się do Francji, a konkretniej do Saint- Tropez. Nie chciałam dość przereklamowanego Paryża, a Mesut w pełni się ze mną zgodził. Pierwszego dnia nie robiliśmy nic. Po prostu siedzieliśmy w pokoju ciesząc się swoją obecnością. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.
-Sophie na litość Boską- Powiedział w pewnym momencie Mesut.- Długo będziesz mi się tak przyglądać?
-Całe wieki- Zaśmiałam się.- To nie moja wina! Po prostu jest jak w bajce...
-A księżniczka odnalazła swojego księcia.
-W rzeczy samej...Mesut...
-No?
-Kocham cię!

 Kolejne dni spędzaliśmy bardzo aktywnie. Miasteczko nie było duże. Można było je pokonać w kilkanaście minut. Zwiedzaliśmy każdy zakątek tego malowniczego i urokliwego miasta. Podziwialiśmy zabytki, jedliśmy w drogich, ekskluzywnych restauracjach, ale stwierdziliśmy, że jesteśmy w podróży poślubnej i możemy sobie poszaleć. Szkoda mi było Mesuta, kiedy ciągnęłam go do muzeum, ale nic nie poradzę na to, że lubię je odwiedzać i dowiadywać się nowych rzeczy. W zamian za to ja musiałam uprawiać z nim sporty wodne! On kompletnie oszalał, bo nie miałam o tym zielonego pojęcia, ale zgodziłam się na to. I nie żałuję ani chwili spędzonej z tym wariatem.
Czas leciał nieubłaganie, zbliżał się dzień naszego powrotu, ale nie zawracaliśmy sobie tym głowy. Kupowaliśmy pamiątki dla bliskich, robiliśmy masę zdjęć, żeby mieć pamiątki, wylegiwaliśmy się na plaży...Jednak najbardziej uwielbiałam wieczory. Wtedy, gdy na plaży świeciło pustkami, my wybieraliśmy się na romantyczne spacery wzdłuż wybrzeża. Widok zachodzącego słońca zapierał mi dech w piersiach.
-Udała się nam podróż poślubna, nie?
-I to jak! Nigdy nie zapomnę tych dni spędzonych tutaj z tobą...
-Ani ja. Sophie jesteś najlpszym tym, co mi się w życiu przytrafiło. Bywają chwile, w których myślę, że to sen, ale ty naprawdę jesteś przy mnie...
-Jestem i będę. Kocham cię od zawsze i nic nie wskazuje na to, że to się zmieni...
-Ja mam taką nadzieję!- Zaśmiał się i przygarnął mnie do siebie. Złączyliśmy nasze dłonie...

 Ostatniego wieczora Mesut przebił samego siebie. Wynajął nam jacht! Chyba nie muszę mówić jak mnie zaskoczył. Myślałam, że wybieramy się na kolejny, długi spacer, a tu taka niespodzianka. Nikt, ani nic nam nie przeszkadzało. Byliśmy my i oczywiście sterujący, ale on nie zwracał na nas uwagi. W tle leciała nastrojowa muzyka, a my wolno kołysaliśmy się w rytm melodii podziwiając widok rozciągający się z jachtu. Westchnęłam i oparłam się o Mesuta. Splótł nasze dłonie, a obrączki zalśniły pod wpływem zachodzącego słońca...



****

Witam ;*
Jeszcze trzy, góra cztery rozdziały i epilog.
Za posklejane literki nie odpowiadam.
Przepraszam, że zawiodłam po raz kolejny.
Pozdrawiam ;*