Z
kubkiem mocnej kawy stanęłam przed oknem i wpatrywałam się
panoramę budzącego się do życia Monachium. Upiłam łyk gorącej
cieczy i rozmyślałam nad wszystkim. Nad tym, co do tej pory
zdarzyło się w moim krótkim życiu. Dużo się tego uzbierało.
Wiele pięknych i radosnych chwil zmieszanych z tymi smutnymi. Jednak
tych ostatnich nie warto rozpamiętywać, trzeba się cieszyć tym,
co jest. Przymknęłam na chwilę powieki, by za chwilę znów je
otworzyć. Nieśmiałe słońce przedzierało się przez chmury.
Lepszej pogody nie mogłam sobie wymarzyć…Z uśmiechem na ustach
rozejrzałam się po pokoju. Piękna, długa, biała suknia, o jakiej
zawsze marzyłam swobodnie wisiała na wieszaku, welon rozłożony na
łóżku, przygotowane buty, kosmetyki, biżuteria…
Odeszłam
od okna i usiadłam w bujanym fotelu, w którym za czasów mojego
dzieciństwa, co wieczór siedzieli rodzice i czytali mi bajki na
dobranoc. Wzięłam do ręki album ze zdjęciami znajdujący się
nieopodal i zaczęłam przeglądać fotografie, który przedstawiały
mnie od pierwszych chwil życia. Niemowlę w ramionach szczęśliwych,
spełnionych i dumnych rodziców, pierwsze dni w domu, pierwsze
zabawki, raczkowanie, stawienie pierwszych kroczków. Jedno zdjęcie
szczególnie przykuło moją uwagę. Ja, szczęśliwe dziecko
uciekające przed parą nóg, które bez wątpienie należały do
taty. Zaśmiałam się szczerze na ten widok i przewróciłam stronę.
Pierwsze urodziny spędzone w gronie najbliższych, ja umorusana
trawą, zabawy z rodzicami w parku, otoczona zielenią, kolejne
urodziny, ja próbująca wspinać się po drzewach znajdujących się
w ogrodzie, ręce mamy, które próbowały mnie ściągnąć…Nawet
nie wiem, kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Lubiłam wracać do
tych chwil i wspominać je z radością. Moje dzieciństwo było
wspaniałym okresem, którego nie zamieniłabym na nic innego. Z
uwagą śledziłam kolejne fotografie, których uzbierało się
naprawdę dużo. Ja, już z Caroline robiące jakieś durne miny do
obiektywu, przytulające, śmiejące się…Nie ma takiego miejsca w
Monachium, w którym nie znaczyłyśmy swojej obecności. A z każdego
mamy piękne pamiątki i wspomnienia w postaci tych zdjęć, dzięki
którym zawsze będziemy mogły tam wrócić. Kolejne przedstawiające
mnie z rodzicami, później z wydurniającym się Lukasem, Moniką,
malutkim Louisem, całą drużyną, małym Podolskim biegającym po
boisku jak wariat, masa zdjęć z Mundialu, mojej osiemnastki
spędzonej w gronie rodziny i przyjaciół, z bliźniakami Caroline i
Bastiana aż w końcu moje zdjęcia z nim…Z tym, który za parę
godzin zostanie moim mężem. Przejechałam palcem po jego twarzy i
odruchowo spojrzałam na kalendarz. Zakreślony na czerwono dzień 17
marca…Zamknęłam album, stwierdzając, że przygotowania czas
zacząć. W końcu już niedługo zostanę żonę mężczyzny mojego
życia…
Nadszedł
ten dzień tak długo wyczekiwany przez moją ukochaną córkę. To
właśnie dziś wstąpi w związek małżeński z chłopakiem, który
zasługuje na nią bez dwóch zdań. Wiem, że gdy odkryłem ich
związek nie byłem przychylnie nastawiony, ale bardzo szybko
zmieniłem zdanie. Po zachowaniu Mesuta, jego gestach, słowach i
czynach wiedziałem jak bardzo kocha moją córkę i że nigdy jej
nie skrzywdzi. Cieszyłem się z tego, że to właśnie on zostanie
moim zięciem, bo lepszego nie mogłem sobie wymarzyć. Sophie trafił
się prawdziwy skarb, a moja córka zasługiwała na skarby jak mało,
kto. Spojrzałem na swoją żonę, która ocierała łzy wzruszenia.
Przyciągnąłem ją do siebie usadawiając na kolanach. Uśmiechnęła
się do mnie.
-Ona
tak szybko dorosła…- Szepnęła i wtuliła się we mnie.
-Wiem,
kochanie…- Odparłem przyglądając się jej.- Możemy być z niej
dumni.
-I
jesteśmy Joachim…I jesteśmy…Przed chwilą skończyłyśmy ją
szykować razem z Caroline i Moniką. Wygląda jak anioł…-
Chlipnęła w chusteczkę.
-Bo
ona jest naszym małym aniołkiem- Kąciki moich warg uniosły się
do góry, bowiem przypomniały mi się czasy jej dzieciństwa.-
Pamiętasz jak zaczynała chodzić, a ja nie mogłem jej złapać?
-Albo
jak wychodziła po drzewach, a ja nie mogłam jej zmusić, żeby z
nich zeszła?- Zaśmiała się.
-Mimo
tego, że było to dawno temu to ja cały czas mam wrażenie, że
niewiele czasu minęło od tamtych wydarzeń.
-Myślę
podobnie skarbie. A dziś nasz aniołek zwiąże się na całe życie
z aniołem, który kocha ją bezgranicznie, jest z nią, wspiera,
otacza bezpieczeństwem…
-Mesut
to złoty chłopak i z szerokimi ramionami powitam go w naszej
rodzinie.
-Ja
tak samo…Idealne małżeństwo…Tak samo jak my- Nachyliła się i
skradła mi niewinny pocałunek.
-Tak
samo jak my…- Powtórzyłem i zdałem sobie sprawę, że za
niespełna dwie godziny będę prowadził moją córkę przez
Kościół, do ołtarza, gdzie w obliczu Boga, rodziny, przyjaciół
zjednoczy się w jedność z najwspanialszym chłopakiem, jakiego
znam.
Serce
chciało mi wyskoczyć z piersi, gdy szłam przez Kościół wsparta
na ramieniu taty. O n już tam stał i czekał na mnie z nerwowym
uśmiechem. Rozglądnęłam się po świątyni. Moja mama i jego
rodzice siedzieli najbliżej, nasi przyjaciele z dziećmi, najbliższa
rodzina...Podziwiałam Mesuta, że z miłości do mnie był w stanie
zmienić wiarę. Kochał mnie najmnocniej na świecie i powiedział,
że zrobi dla mnie wszystko nie licząc się z opinią innych. Był
odważny i szalony. Nie zmuszałam go do tego, to była dobrowolna
decyzja. Dotarliśmy pod ołtarz. Tata poklepał Mesuta po ramieniu
posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Sam usiadł obok mamy, która
już ocierała łzy.
-Zebraliśmy
się tu dziś, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim
Mesuta i Sophie- Ksiąd zaczął mszę.
Słuchaliśmy
go w skupieniu jednocześnie patrząc na siebie z miłością
wypisaną w oczach. Wiele się działo zanim przyznaliśmy się do
swoich uczuć. Nawet nie chcę myśleć jakby teraz wyglądało moje
życie, gdybym się nie przyznała. Może teraz to on brałby ślub z
Anną, a ja przyglądałabym się temu z boku ocierając łzy, bo
właśnie straciłabym mężczyznę moich marzeń. Ale tak nie
jest...To ja zostanę jego żoną, już za moment, już za chwilę...
Ksiądz
skończył piękne kazanie, a on delikatnie ścisnął moją dłoń.
Przeszliśmy do przysięgi.
-Ja
Mesut biorę sobie ciebie Sophie za żonę i ślubuję ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę
aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy
Jedyny i Wszyscy Święci- Powiedział nie spuszczając ze mnie
wzroku. Widziałam łzy w jego oczach.
-Ja
Sophie biorę sobie ciebie Mesuta za męża i ślubuję ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę
aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy
Jedyny i Wszyscy Święci- Oznajmiłam zdecydowanie. Niedługo na
naszych dłoniach zabłysły złote obrączki podane przez Caroline i
Lukasa, naszych świadków.
-Ogłaszam
was mężem i żoną. Co Bóg złączył, człowiek niech nie
rozdziela- Kapłan zakończył mszę, a zgromadzeni zaczęli bić
brawo. Spojrzałam na mojego męża i poczułam spełnienie. Byłam
szczęśliwa.
Najlepszy
przyjaciel dostanie prawdopodobnie najlepszą małżonkę, ponieważ
dobre małżeństwo opiera się na talencie do przyjaźni.
****
Witam ;*
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Absolutnie nic! Nawaliłam na całej linii nie dodając rozdziału od czerwca. Mamy listopad…Koszmarnie się z tym czuję!Najmocniej Was przepraszam ;* I obiecuję poprawę. Nie mogę pozwolić na to, żeby taka długa przerwa jeszcze kiedykolwiek mi się zdarzyła. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Wiem, że Was zawiodłam, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*
Podoba mi się ten ślub :D Akcja rozplanowana do końca, nic tylko pisać!
Pozdrawiam ;*