Dedykacja.

Opowiadanie w całości dedykowane Caroline ;*
Dziękuję za Twoje wszystkie szalone pomysły, które mi podsyłasz. Dziękuję za to, że z taką radością piszesz dla mnie fragmenty do rozdziałów. Dziękuję za Twoją obecność ;*

sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 35.

 Od tych przykrych wydarzeń minęło półtora tygodnia, ale czas jakby stał jak zaklęty. Stan Bastiana się nie poprawiał, lekarze robili, co w swojej mocy, żeby wyzdrowiał, ale nic nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Oni tak jakby tracili nadzieję, że on z tego wyjdzie. Ja nie mogłam i nie chciałam pozwolić sobie na takie myślenie. Musiałam być silna. Dla niego. Dla dzieci i dla nich wszystkich, którzy cały czas są przy mnie, opiekują się mną, wspierają, podtrzymują na duchu i pomagają. Byłam im za to dozgonnie wdzięczna. Kiedy popadałam w zły stan psychiczny dziećmi na przemian zajmowała się Sophie z Moniką, albo nasi rodzice. Po tym czasie lekarze wypuścili Bastiana do domu przydzielając specjalną opiekę. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko go wypisali. Niestety nic nie mogłam na to poradzić. Codziennie przychodziła do nas pielęgniarka, która sprawdzała stan jego zdrowia, a ja patrzyłam na jego śpiącą twarz i nic nie mogłam zrobić. Bardzo chciałam ulżyć mu w cierpieniu, ale nie miałam pojęcia jak to zrobić. Byłam bezsilna. Ile bym dała, żeby się obudził, żeby nas rozpoznał, żeby było tak jak przed tym feralnym wypadkiem…Usiadłam obok niego na łóżku wcześniej usypiając dzieci. Tęskniły za nim. Takie coś da się odczuć i widać to na kilometr. Ja za nim tęskniłam. Wszystkim go brakowało. Chwyciłam jego dłoń w swoją i zaczęłam delikatnie głaskać.
-Bastian słyszysz mnie?- Zaczęłam.- Tęsknię za tobą! Wróć do nas, obudź się, bo wszystkim cię cholernie brakuje! Mi, dzieciom, naszej rodzinie, przyjaciołom. Walcz, bo masz, dla kogo! Nawet nie wiesz ile bym dała, żeby teraz cię przytulić, pocałować, usłyszeć twój ciepły i miękki głos, zobaczyć jak bawisz się z naszymi dziećmi…Wróć, bo cię potrzebujemy! Bastian…- Głos zaczynał mi drżeć, ale nie chciałam płakać.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Najchętniej bym nie otwierała, ale nasilał się z każdą siłą. Zdenerwowałam się, bo mogło to obudzić bliźniaki. Spojrzałam na swojego ukochanego, bo wydawało mi się, że próbuje coś powiedzieć, ale chyba mi się to przewidziało. Doszłam do drzwi zamaszyście je otwierając. Wbiło mnie w ziemię. Dosłownie.
-Wpuść mnie- Powiedziała Sarah i nie czekając na zaproszenie z mojej strony weszła do środka.- Gdzie on jest? W sypialni?- Zapytała patrząc na mnie wyczekująco.- Zresztą sama go znajdę- Oznajmiła i poszła przed siebie, zostawiając bagaże w przedpokoju.
-Ale Sarah!- Krzyknęłam za nią jak zorientowałam się, co jest grane.- Co ty tutaj robisz?!
-Jak to, co?- Prychnęła i usiadła na łóżku obok Bastiana. Zaczęła gładzić go po rękach i policzkach.- Jesteś taka nieodpowiedzialna Caroline!
-Słucham?!
-Jak mogłaś mnie nie powiadomić? Dowiedziałam się z Internetu! Naprawdę myślałam, że masz więcej oleju w głowie.
-Och, wybacz jaśnie pani, że cię nie poinformowałam! Ale mam ważniejsze sprawy na głowie od ciebie! Na przykład zajmowanie się naszymi dziećmi- Podkreśliłam to słowo, bo nie dość, że zjawiła się tutaj nieproszona to jeszcze urządza mi tutaj jakieś chore sceny.
-Boże, Caroline…
-Wybacz Sarah, ale nie jesteś tutaj mile widziana. Zresztą, sama wyjechałaś dając nam szansę na miłość i szczęście, którą w pełni wykorzystaliśmy, więc nie rozumiem, po co to wszystko? Po co tu jesteś? Tak nagle zmieniłaś zdanie i chcesz do niego wrócić? Bo jeśli tak to muszę cię zawiadomić, że nie masz, do kogo wracać, bo Bastian jest ze mną! Jesteśmy razem szczęśliwi, kochamy się, mamy dzieci i jesteśmy rodziną- Powiedziałam.
-Sarah…- Nagle usłyszałyśmy jakiś niewyraźny szept.
Popatrzyłam na Bastiana, który otworzył oczy i wpatrywał się w blondynkę!
-Bastian!- Wykrzyknęła płaczliwym głosem i wtuliła się w niego.- Poznajesz mnie?!
-Tak…Sarah, moja…
Odwróciłam się do okna. Niewyobrażalny ból przeszył moje serce. Zacisnęłam powieki, żeby nie płakać, ale to nie pomogło, bo łzy obficie zaczęły staczać się z moich oczu. Pomyślałam, że on nie pamięta mnie, nie pamięta tego, co się między nami wydarzyło, że pamięta tylko te chwile spędzone z Sarah…
-Caroline- Blondynka położyła mi dłoń na ramieniu.- On znów zasnął…Nie wiem, co z nim jest. Nie wiem, czy odzyskuje świadomość, niemniej jednak mnie poznał. Ale nie przejmuj się tym…Ja już nie jestem dla niego ważna. Kiedyś byłam, ale nie teraz…Wierzę, że zrobiło ci się przykro, ale sądzę, że powinnaś powiadomić o tym lekarza. Jestem zła na siebie, że tutaj przyjechałam, ale nie mogłam się oprzeć tej pokusie. Przepraszam cię. Znikam raz na zawsze, obiecuję ci to jeszcze raz. Wyjeżdżam jeszcze dziś, bo nie chcę nic psuć. Proszę cię tylko o jedno…Powiadom mnie jak wydobrzeje. Ucałuj dzieciaki. Powodzenia, Caroline…- Powiedziała i jak gdyby nigdy nic wyszła z naszego mieszkania. Nic z tego nie rozumiałam, naprawdę…Jej zachowanie było dość dziwne, ale nie zamierzałam się tym teraz przejmować tylko chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do lekarza.

 Nadszedł dość mroźny grudzień. Stan Bastiana nie poprawiał się. Cały czas spał, a jak otwierał oczy to trwało to zaledwie ułamek sekundy. Jego spojrzenie było błędne i mętne. Miałam już tego dość. Wszyscy próbowali z nim rozmawiać. Ja, jego rodzice, moi, przyjaciele, ale nie kontaktował. Bałam się i to strasznie. Wtedy lekarz powiedział mi, że takie sytuacje się zdarzają i nie ma się, czym zadręczać. Jemu to łatwo powiedzieć! Przygotowywałam właśnie jedzenie dla bliźniaków, kiedy Mario uczepił się mojej nogi. W jego ślady poszła Lena.
-Co tam moje smyki?- Zapytałam i schyliłam się do nich. Dzieci wydały z siebie piski i wskazały rączkami na sypialnię, w której spał Bastian. Od razu pojęłam, o co im chodzi. Wzięłam bliźniaki na ręce i zaniosłam do niego. Wdrapały się na łóżko i ułożyły po obu stronach blondyna. Wtuliły się w niego, a mi łzy zakręciły się w oczach. Patrzyłam na jego bladą i spokojną twarz. Nawet nie wiem, po raz który usiadłam przy jego boku i zaczęłam mówić.
-Bastian…Wszyscy cię potrzebujemy, wróć do nas! Wiesz, nasza historia jeszcze się nie skończyła, ba…Nawet jeszcze się tak na dobrą sprawę nie zaczęła. Nie zawsze wszystko układało się kolorowo, ale przezwyciężyliśmy to. Nasza miłość okazała się potężniejsza od wszystkiego innego, a jej owocem są nasze wspaniałe dzieci, które bardzo za tobą tęsknią…- Westchnęłam głęboko i przymknęłam oczy.
-Lenka…Mario…- Usłyszałam. Otworzyłam oczy i kilkakrotnie zamrugałam powiekami.- Moje kochane dzieci…Czułem was przy sobie, poczułem wasz wspaniały, dziecięcy zapach…Moje małe- Objął ja ramionami.- Caroline…- Spojrzał na mnie. Dla mnie nie liczyło się nic innego. Wrócił! Odzyskał pamięć, poznaje nas!
-Bastian!- Wykrzyknęłam i wtuliłam się w nią.- Wróciłeś…
-Wróciłem…

 Po jego przebudzeniu pojechałam z nim do szpitala na kontrolę. Lekarze przeprowadzili szereg badań, na kilka dni musiał zostać pod ich opieką, ale kiedy już wszystko było dobrze wrócił do domu. Nie posiadałam się ze szczęścia, tak samo jak każdy. Wszyscy cieszyli się tym, że wrócił, że odzyskał pamięć, że pamięta…Oczywiście ten wariat od razu chciał rozpocząć treningi, ale odwiedliśmy go od tego pomysłu. Najpierw musiał wydobrzeć, zebrać siły i dopiero potem mógł myśleć o graniu. Oznajmił, że wróci zaraz po świątecznej przerwie. Trener zgodził się na to, a my po dłuższych konsultacjach doszliśmy do porozumienia. Najważniejsze było to, że żyje i nie ma żadnych urazów.
Święta Bożego Narodzenia nadeszły bardzo szybko. Spędziliśmy je wspólnie, z naszymi rodzicami i z rodziną Sophie. Nie zabrało życzeń świątecznych od wszystkich chłopaków. Lukas z Moniką spędzali święta w swoim domu tak samo jak Mesut. Wszyscy mieliśmy się spotkać po wieczerzy wigilijnej na spacerze. Łzom i wzruszeniom nie było końca przy dzieleniu się opłatkiem. Kolacja wigilijna była przepyszna, kolorowe lampki na choince wesoło migotały, a my śpiewaliśmy kolędy. Dzieci były zafascynowane choinką i wpatrywały się w nią jak urzeczone. Podobnie jak ja i Sophie, ale to był nasz nawyk. Cieszyliśmy się ze wspólnie spędzonych świąt i z rodzinnej atmosfery. Śnieg za oknem nadawał całemu nastrojowi uroku. Wszystko było tak jak sobie zaplanowaliśmy…Bo rodzina, miłość, przyjaźń, zdrowie, szczęście…Bez dwóch zdań te wartości są w życiu najważniejsze.



****

Witam ;*
Bardzo przepraszam za miesięczną przerwę! ;* To się już nigdy więcej nie powtórzy ;) Czerwiec, koniec roku, wariacje nauczycieli ze sprawdzianami, pytaniami, kartkówkami…I brak czasu na nic. Wiem, że nawalam również u Was. Wiem, że nie komentuję regularnie i mam jeszcze masę zaległości, ale kiedy znajdę chwilę czasu to od razu komentuję ;) Przepraszam Was również za to ;* Ale postaram się niedługo wyjść na prostą!
Za tydzień Euro! Ależ się cieszę! ;) Strasznie brakowało mi tych piłkarskich emocji ;) Zresztą nie tylko mi ^^ 
Jeszcze trwa Liga Światowa, nasi kochani chłopcy idą jak burza, a po Euro Igrzyska Olimpijskie…Zapowiadają się bardzo ciekawe wakacje! ;) 
Dodam jeszcze tylko, że nadal rozpiera mnie przeogromna radość po finale Ligi Mistrzów- CHELSEA! <3 Więcej na ten temat napisałam na www.niebieski-chlopak.blog.onet.pl ^^ Opowiadanie, z którym najprawdopodobniej wystartuję we wakacje. 
Co by tu jeszcze dodać? Rozdział miał pojawić się wczoraj, w Dzień Dziecka, ale się nie wyrobiłam, dlatego to dziś składam Wam życzenia. Przecież wszystkie jesteśmy dziećmi i zawsze nimi będziemy ;))
W poniedziałek urodziny Lukasa, więc teraz życzę mu wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, spełnienia wszystkich marzeń, braku kontuzji, szczęścia w życiu zawodowym i prywatnym, pociechy z synka ;) Oczywiście życzę, żeby rodzina się powiększyła ^^ I złota na Mistrzostwach! Sto lat, Lukas! <3 
Pozdrawiam ;*