Od
tych przykrych wydarzeń minęło półtora tygodnia, ale czas jakby
stał jak zaklęty. Stan Bastiana się nie poprawiał, lekarze
robili, co w swojej mocy, żeby wyzdrowiał, ale nic nie przynosiło
oczekiwanych rezultatów. Oni tak jakby tracili nadzieję, że on z
tego wyjdzie. Ja nie mogłam i nie chciałam pozwolić sobie na takie
myślenie. Musiałam być silna. Dla niego. Dla dzieci i dla nich
wszystkich, którzy cały czas są przy mnie, opiekują się mną,
wspierają, podtrzymują na duchu i pomagają. Byłam im za to
dozgonnie wdzięczna. Kiedy popadałam w zły stan psychiczny dziećmi
na przemian zajmowała się Sophie z Moniką, albo nasi rodzice. Po
tym czasie lekarze wypuścili Bastiana do domu przydzielając
specjalną opiekę. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko go
wypisali. Niestety nic nie mogłam na to poradzić. Codziennie
przychodziła do nas pielęgniarka, która sprawdzała stan jego
zdrowia, a ja patrzyłam na jego śpiącą twarz i nic nie mogłam
zrobić. Bardzo chciałam ulżyć mu w cierpieniu, ale nie miałam
pojęcia jak to zrobić. Byłam bezsilna. Ile bym dała, żeby się
obudził, żeby nas rozpoznał, żeby było tak jak przed tym
feralnym wypadkiem…Usiadłam obok niego na łóżku wcześniej
usypiając dzieci. Tęskniły za nim. Takie coś da się odczuć i
widać to na kilometr. Ja za nim tęskniłam. Wszystkim go brakowało.
Chwyciłam jego dłoń w swoją i zaczęłam delikatnie głaskać.
-Bastian
słyszysz mnie?- Zaczęłam.- Tęsknię za tobą! Wróć do nas,
obudź się, bo wszystkim cię cholernie brakuje! Mi, dzieciom,
naszej rodzinie, przyjaciołom. Walcz, bo masz, dla kogo! Nawet nie
wiesz ile bym dała, żeby teraz cię przytulić, pocałować,
usłyszeć twój ciepły i miękki głos, zobaczyć jak bawisz się z
naszymi dziećmi…Wróć, bo cię potrzebujemy! Bastian…- Głos
zaczynał mi drżeć, ale nie chciałam płakać.
Usłyszałam
dzwonek do drzwi. Najchętniej bym nie otwierała, ale nasilał się
z każdą siłą. Zdenerwowałam się, bo mogło to obudzić
bliźniaki. Spojrzałam na swojego ukochanego, bo wydawało mi się,
że próbuje coś powiedzieć, ale chyba mi się to przewidziało.
Doszłam do drzwi zamaszyście je otwierając. Wbiło mnie w ziemię.
Dosłownie.
-Wpuść
mnie- Powiedziała Sarah i nie czekając na zaproszenie z mojej
strony weszła do środka.- Gdzie on jest? W sypialni?- Zapytała
patrząc na mnie wyczekująco.- Zresztą sama go znajdę- Oznajmiła
i poszła przed siebie, zostawiając bagaże w przedpokoju.
-Ale
Sarah!- Krzyknęłam za nią jak zorientowałam się, co jest grane.-
Co ty tutaj robisz?!
-Jak
to, co?- Prychnęła i usiadła na łóżku obok Bastiana. Zaczęła
gładzić go po rękach i policzkach.- Jesteś taka nieodpowiedzialna
Caroline!
-Słucham?!
-Jak
mogłaś mnie nie powiadomić? Dowiedziałam się z Internetu!
Naprawdę myślałam, że masz więcej oleju w głowie.
-Och,
wybacz jaśnie pani, że cię nie poinformowałam! Ale mam ważniejsze
sprawy na głowie od ciebie! Na przykład zajmowanie się naszymi
dziećmi- Podkreśliłam to słowo, bo nie dość, że zjawiła się
tutaj nieproszona to jeszcze urządza mi tutaj jakieś chore sceny.
-Boże,
Caroline…
-Wybacz
Sarah, ale nie jesteś tutaj mile widziana. Zresztą, sama wyjechałaś
dając nam szansę na miłość i szczęście, którą w pełni
wykorzystaliśmy, więc nie rozumiem, po co to wszystko? Po co tu
jesteś? Tak nagle zmieniłaś zdanie i chcesz do niego wrócić? Bo
jeśli tak to muszę cię zawiadomić, że nie masz, do kogo wracać,
bo Bastian jest ze mną! Jesteśmy razem szczęśliwi, kochamy się,
mamy dzieci i jesteśmy rodziną- Powiedziałam.
-Sarah…-
Nagle usłyszałyśmy jakiś niewyraźny szept.
Popatrzyłam
na Bastiana, który otworzył oczy i wpatrywał się w blondynkę!
-Bastian!-
Wykrzyknęła płaczliwym głosem i wtuliła się w niego.- Poznajesz
mnie?!
-Tak…Sarah,
moja…
Odwróciłam
się do okna. Niewyobrażalny ból przeszył moje serce. Zacisnęłam
powieki, żeby nie płakać, ale to nie pomogło, bo łzy obficie
zaczęły staczać się z moich oczu. Pomyślałam, że on nie
pamięta mnie, nie pamięta tego, co się między nami wydarzyło, że
pamięta tylko te chwile spędzone z Sarah…
-Caroline-
Blondynka położyła mi dłoń na ramieniu.- On znów zasnął…Nie
wiem, co z nim jest. Nie wiem, czy odzyskuje świadomość, niemniej
jednak mnie poznał. Ale nie przejmuj się tym…Ja już nie jestem
dla niego ważna. Kiedyś byłam, ale nie teraz…Wierzę, że
zrobiło ci się przykro, ale sądzę, że powinnaś powiadomić o
tym lekarza. Jestem zła na siebie, że tutaj przyjechałam, ale nie
mogłam się oprzeć tej pokusie. Przepraszam cię. Znikam raz na
zawsze, obiecuję ci to jeszcze raz. Wyjeżdżam jeszcze dziś, bo
nie chcę nic psuć. Proszę cię tylko o jedno…Powiadom mnie jak
wydobrzeje. Ucałuj dzieciaki. Powodzenia, Caroline…- Powiedziała
i jak gdyby nigdy nic wyszła z naszego mieszkania. Nic z tego nie
rozumiałam, naprawdę…Jej zachowanie było dość dziwne, ale nie
zamierzałam się tym teraz przejmować tylko chwyciłam za telefon i
wykręciłam numer do lekarza.
Nadszedł
dość mroźny grudzień. Stan Bastiana nie poprawiał się. Cały
czas spał, a jak otwierał oczy to trwało to zaledwie ułamek
sekundy. Jego spojrzenie było błędne i mętne. Miałam już tego
dość. Wszyscy próbowali z nim rozmawiać. Ja, jego rodzice, moi,
przyjaciele, ale nie kontaktował. Bałam się i to strasznie. Wtedy
lekarz powiedział mi, że takie sytuacje się zdarzają i nie ma
się, czym zadręczać. Jemu to łatwo powiedzieć! Przygotowywałam
właśnie jedzenie dla bliźniaków, kiedy Mario uczepił się mojej
nogi. W jego ślady poszła Lena.
-Co
tam moje smyki?- Zapytałam i schyliłam się do nich. Dzieci wydały
z siebie piski i wskazały rączkami na sypialnię, w której spał
Bastian. Od razu pojęłam, o co im chodzi. Wzięłam bliźniaki na
ręce i zaniosłam do niego. Wdrapały się na łóżko i ułożyły
po obu stronach blondyna. Wtuliły się w niego, a mi łzy zakręciły
się w oczach. Patrzyłam na jego bladą i spokojną twarz. Nawet nie
wiem, po raz który usiadłam przy jego boku i zaczęłam mówić.
-Bastian…Wszyscy
cię potrzebujemy, wróć do nas! Wiesz, nasza historia jeszcze się
nie skończyła, ba…Nawet jeszcze się tak na dobrą sprawę nie
zaczęła. Nie zawsze wszystko układało się kolorowo, ale
przezwyciężyliśmy to. Nasza miłość okazała się potężniejsza
od wszystkiego innego, a jej owocem są nasze wspaniałe dzieci,
które bardzo za tobą tęsknią…- Westchnęłam głęboko i
przymknęłam oczy.
-Lenka…Mario…-
Usłyszałam. Otworzyłam oczy i kilkakrotnie zamrugałam powiekami.-
Moje kochane dzieci…Czułem was przy sobie, poczułem wasz
wspaniały, dziecięcy zapach…Moje małe- Objął ja ramionami.-
Caroline…- Spojrzał na mnie. Dla mnie nie liczyło się nic
innego. Wrócił! Odzyskał pamięć, poznaje nas!
-Bastian!-
Wykrzyknęłam i wtuliłam się w nią.- Wróciłeś…
-Wróciłem…
Po
jego przebudzeniu pojechałam z nim do szpitala na kontrolę. Lekarze
przeprowadzili szereg badań, na kilka dni musiał zostać pod ich
opieką, ale kiedy już wszystko było dobrze wrócił do domu. Nie
posiadałam się ze szczęścia, tak samo jak każdy. Wszyscy
cieszyli się tym, że wrócił, że odzyskał pamięć, że
pamięta…Oczywiście ten wariat od razu chciał rozpocząć
treningi, ale odwiedliśmy go od tego pomysłu. Najpierw musiał
wydobrzeć, zebrać siły i dopiero potem mógł myśleć o graniu.
Oznajmił, że wróci zaraz po świątecznej przerwie. Trener zgodził
się na to, a my po dłuższych konsultacjach doszliśmy do
porozumienia. Najważniejsze było to, że żyje i nie ma żadnych
urazów.
Święta
Bożego Narodzenia nadeszły bardzo szybko. Spędziliśmy je
wspólnie, z naszymi rodzicami i z rodziną Sophie. Nie zabrało
życzeń świątecznych od wszystkich chłopaków. Lukas z Moniką
spędzali święta w swoim domu tak samo jak Mesut. Wszyscy mieliśmy
się spotkać po wieczerzy wigilijnej na spacerze. Łzom i
wzruszeniom nie było końca przy dzieleniu się opłatkiem. Kolacja
wigilijna była przepyszna, kolorowe lampki na choince wesoło
migotały, a my śpiewaliśmy kolędy. Dzieci były zafascynowane
choinką i wpatrywały się w nią jak urzeczone. Podobnie jak ja i
Sophie, ale to był nasz nawyk. Cieszyliśmy się ze wspólnie
spędzonych świąt i z rodzinnej atmosfery. Śnieg za oknem nadawał
całemu nastrojowi uroku. Wszystko było tak jak sobie
zaplanowaliśmy…Bo rodzina, miłość, przyjaźń, zdrowie,
szczęście…Bez dwóch zdań te wartości są w życiu
najważniejsze.
****
Witam ;*
Bardzo przepraszam za miesięczną przerwę! ;* To się już nigdy więcej nie powtórzy ;) Czerwiec, koniec roku, wariacje nauczycieli ze sprawdzianami, pytaniami, kartkówkami…I brak czasu na nic. Wiem, że nawalam również u Was. Wiem, że nie komentuję regularnie i mam jeszcze masę zaległości, ale kiedy znajdę chwilę czasu to od razu komentuję ;) Przepraszam Was również za to ;* Ale postaram się niedługo wyjść na prostą!
Za tydzień Euro! Ależ się cieszę! ;) Strasznie brakowało mi tych piłkarskich emocji ;) Zresztą nie tylko mi ^^
Jeszcze trwa Liga Światowa, nasi kochani chłopcy idą jak burza, a po Euro Igrzyska Olimpijskie…Zapowiadają się bardzo ciekawe wakacje! ;)
Dodam jeszcze tylko, że nadal rozpiera mnie przeogromna radość po finale Ligi Mistrzów- CHELSEA! <3 Więcej na ten temat napisałam na www.niebieski-chlopak.blog.onet.pl ^^ Opowiadanie, z którym najprawdopodobniej wystartuję we wakacje.
Co by tu jeszcze dodać? Rozdział miał pojawić się wczoraj, w Dzień Dziecka, ale się nie wyrobiłam, dlatego to dziś składam Wam życzenia. Przecież wszystkie jesteśmy dziećmi i zawsze nimi będziemy ;))
W poniedziałek urodziny Lukasa, więc teraz życzę mu wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, spełnienia wszystkich marzeń, braku kontuzji, szczęścia w życiu zawodowym i prywatnym, pociechy z synka ;) Oczywiście życzę, żeby rodzina się powiększyła ^^ I złota na Mistrzostwach! Sto lat, Lukas! <3
Pozdrawiam ;*